Ósmy
maja, poniedziałek.
Podobno śniadanie to najważniejszy
posiłek dnia. Dla mnie zdecydowanie jest tym najcięższym.
Obudziłam się o siódmej rano. Nie byłam na tyle głupia, by
wstawać. Zanurzyłam się w świecie książki „Brulion Bebe B”.
Właśnie wzruszałam się jeszcze nieuświadomionym przez obie
strony uczuciem pomiędzy Dambem i Bebe, gdy do pokoju weszła moja
mama ze śniadaniem. Ucieszyłam się, bo byłam pewna, że to moje
ulubione miodowe Corn Flakes. Niestety, kiedy usiadłam przy biurku,
ujrzałam papkę, którą tworzył, tańszy i gorzej jakości
zamiennik moich ulubionych płatków. W smaku nie są one najgorsze,
nawet całkiem smaczne. Jednak ich konsystencja jest okropna, z
każdym kęsem pęcznieją mi w gardle. Oprócz niedowładu, wbrew
pozorom czterokończynowego, mam również nadwrażliwość
sensoryczną, w tym tą na dotyk. Nadwrażliwość dotykowa nie
obejmuje jedynie niechęci czy bólu podczas chwytania, dotykania
różnych tkanin, czy przedmiotów. (chociaż struktury ręczników,
chusteczek i wielu innych rzeczy doprowadzają mnie do niezbyt
przyjemnych dreszczy) Nadwrażliwość obejmuje też jamę ustną,
dlatego mycie zębów to wyzwanie, a przełykanie niektórych
pokarmów to tortura. Corn Flakes są jedynymi płatkami, które są
w stanie przejść przez mój przełyk w miarę szybko. Moja mama
doskonale o tym wie.
- Mamo czemu zrobiłaś te płatki? -
Starałam się ukryć zawód w głosie, ale chyba mi się nie
udało.
- Myślisz, że my na pieniądzach śpimy? Dobrze wiesz,
że cała twoja renta idzie na rachunki. Jedz, co dostałaś albo nie
jedz wcale. Twój wybór. – Rodzicielka natychmiast się
zirytowała.
- To ja wolę nie jeść nic. - Sugestywnie,
pozornie spokojnie odsunęłam miseczkę z płatkami od siebie. -
Dobrze wiesz, że tych nie zjem.
Mama wyglądała na głęboko
zranioną.
- Wiesz co? Jakoś inni niepełnosprawni potrafią
być wdzięczni swoim rodzicom za tyle lat opieki. Tylko ty jesteś
inna. Czasami nawet wydaje mi się, że ty masz jakiś autyzm, bo
jesteś totalnie bez serca, wiesz?
- Ja bez serca?! - Nie
wytrzymałam. - A kto odbiera mi prawo do wiedzy o ojcu dla własnego
komfortu?! - Czułam, że obraz rozmywa mi się przed oczami. To była
sprawka łez. Już nie miałam siły dyskutować z mamą o tym, że
autyści jednak mają uczucia. Wiem o tym, bo swojego czasu bardzo
interesowałam się tematem autyzmu, zaburzeń neurorozwojowych.
Mama
teatralnie chwyciła się za głowę.
- O Boże! Dlaczego znowu
zaczynasz? Zawsze myślałam, że te pytania to jakiś objaw okresu
dojrzewania, ale jesteś już za stara na nastoletni bunt! Dorośnij
w końcu i zrozum, że nie wszystko jest takie proste i oczywiste.
Lepiej, żebyś nie wiedziała, kim on jest!
- Dlaczego?! Niby
dlaczego?! - Uderzyłam pięścią w blat, dość słabo zresztą.
-
Bo ten człowiek był dorosły, ograbił mnie z młodości! Dobrze
wiedział, na co mnie skazał! - Mama najwyraźniej nie chciała
kontynuować rozmowy. Skierowała się w stronę wyjścia.
- Czy
to był twój nauczyciel? - Zapytałam już ciszej. Nie wiem czemu,
zadałam to pytanie. Czyżby pod wpływem napisanej przez siebie
historii oskarżam już ludzi o wszystko, co najgorsze? A może
wracają do mnie demony własnej przeszłości i mojego pierwszego
zauroczenia?
- Aniela, nie wymyślaj bzdur, on nie był żadnym
nauczycielem!
- To, kim w końcu? Może to ten facet, który nas
tu nachodzi?
- Zapiszę cię do psychiatry, bo cierpisz na manię
prześladowczą!
- To mam autyzm czy manię prześladowczą? -
Tak, byłam złośliwa i to celowo.
Chyba to przelało czarę
goryczy. Mama posłała mi nienawistne spojrzenie, następnie
wybiegła z mojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Teoretycznie
mogłabym się cieszyć, w końcu wygrałam kłótnie. Powinnam się
też przyzwyczaić do awantur, bo nie była to nasza pierwsza
sprzeczka. Należałoby też pogadać o tym wszystkim z Laurą.
Jednak tak nie było. Nie potrafiłam cieszyć się wygraną kłótnią,
nie umiem się też do takich rozmów przyzwyczaić, pomimo że są u
nas częste. Nie chciało mi się też gadać ani z siostrą, ani z
nikim innym. Przez pół dnia gapiłam się tępo w sufit, leżąc na
łóżku, a po południu uciekłam od problemów w czytanie. Typowe.
Do końca dnia niczego nie przełknęłam.
Dziewiąty
maja, wtorek.
Bardzo chciałam opowiedzieć o tej wczorajszej
kłótni Sergiuszowi. Na samym początku naszych zajęć już
otworzyłam usta, by zacząć temat, jednak nie mogłam zebrać słów,
chyba jest zdecydowanie za wcześnie. W czwartek na pewno wszystko mu
opowiem. Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie, ochłonąć.
Jedno jest pewne: Sergiusz będzie pierwszą osobą, której o
wszystkim opowiem.
Właśnie siedziałam sobie po turecku na
dużej kozetce. Miałam krótką przerwę od odbijania obiema rękoma
balona, który wisiał na sznurku zaczepionym do sufitu. Za chwilę
miałam zacząć kolejną serię tego zadania. Sergiusz siedział tuż
za mną w ramach asekuracji. Gapiłam się w bok, na ścianę. Nie
było na niej już żadnego wolnego skrawka. Ostatni wolny skrawek
zajął mały plakat przedstawiający faceta na wózku. Na jego
kolanach siedziała młoda kobieta. Oboje wyglądali na bardzo
szczęśliwych. Napis pod zdjęciem głosił „Każdy może
kochać!”
Wgapiałam się w ten plakat niczym sroka w gnat.
Zastanawiałam się nad wieloma rzeczami. Czy ci państwo na zdjęciu
są parą? Może to modele? Czy facet faktycznie jest
niepełnosprawny? Może wzięli do zdjęcia jakiegoś zdrowego
faceta, żeby było bardziej estetycznie?
- Sergiusz, jakie są
szanse na to, że kiedyś będę miała chłopaka? - Cholera jasna!
Czemu o to zapytałam? No czemu?! Zupełnie tego nie planowałam,
przysięgam! Czy po tym pytaniu Sergiusz zwiększy dystans w naszych
relacjach?
Nie zwiększył. Zaśmiał się serdecznie.
-
Nelu, gdybym znał odpowiedzi na takie pytania, to zamiast tego
gabinetu założyłbym biuro matrymonialne.
Chwilę pośmieliśmy
się z tego żartu, po czym trzeba było wracać do ćwiczeń. W
międzyczasie zmieniliśmy też temat rozmowy. Przysięgłam sobie w
duchu, że już nigdy więcej nie poruszę z Sergiuszem tematu moich
potencjalnych związków.
Kiedy po zajęciach wsiadałam
do samochodu mamy, byłam gotowana na kolejną porcję karcącej
ciszy. Jednak rodzicielka zmieniła nastawienie o sto osiemdziesiąt
stopni. Kiedy zajęłam swoje miejsce na tylnym siedzeniu, obok
siebie zauważyłam torbę pełną zakupów. Nic nowego. Radośniejsza
mama postanowiła jednak zacząć temat, tego, co jest w torbie.
-
Anielko, za parę dni zrobię twoją ulubioną szarlotkę. Cieszysz
się?
- Jasne, że tak. – Byłam nieufna. Skąd ta nagła
zmiana? - A z jakiej to okazji? Przecież urodziny mam dopiero w
sierpniu.
- Poznasz nowego kolegę.
- Kolegę? Mamo, tylko
nie mów, że chcesz mnie z kimś swatać?! - Wszystko zaczęło mi
się układać w głowie.
- Ależ skąd! - Mama roześmiała
się. – Wiktor jest od ciebie sporo młodszy, dopiero pisze matury.
Też ma MPD, tyle że, połowiczne, lewostronne.
- Jak go
poznałaś?
- Raczej jego mamę. Na facebookowej grupie dla
matek niepełnosprawnych dzieci z okolicy. Wiesz, że Wiktor też
chodzi do Sergiusza? Tyle że od września tamtego roku z powodu
nauki do matury całkowicie odpuścił sobie rehabilitację. Teraz
bardzo żałuje, bo już ledwo chodzi. Dlatego zrobi sobie rok
przerwy przed studiami. Chce wrócić do formy, a potem dopiero pójść
na studia. Wiesz, że pod koniec września jedzie ze swoją mamą na
turnus do tego popularnego ośrodka w Bydgoszczy? I wiesz co?
Znalazło się tam jedno wolne miejsce na ten sam termin, więc
jedziemy wszyscy razem! Dawno już nie byłaś na turnusie, prawda?
-
Tak, to prawda. - Miała racje. Od marca poprzedniego roku nie byłam
na żadnym turnusie. Do niedawna jeździłam na taką formę
rehabilitacji nawet cztery razy do roku. Przez pięć lat jeździłam
na turnusy do Krakowa. Tam poznałam dwójkę fizjoterapeutów,
którzy sprawili, że nie jeżdżę już na wózku. Byli też
pierwszymi przychylnymi mi osobami w moim życiu (nie licząc
Irenki). Cudownie się z nimi dyskutowało o postępach w
rehabilitacji, neurologii i wcześniactwie. Niestety w marcu
poprzedniego roku miał miejsce nasz ostatni wspólny turnus.
Przeprowadzili się do Gdańska i tam otworzyli własny gabinet.
Bardzo przeżyłam to rozstanie. Nie zgadzałam się na turnus w
żadnym innym miejscu. Do Krakowa nie ma już po co jeździć, bo oni
byli ostatnimi dobrymi fizjoterapeutami w tym ośrodku, pozostali
dobrzy specjaliści odeszli stamtąd jeszcze wcześniej. Do
dzisiejszego dnia mama nie naciskała na tego typu wyjazdy, bo
szalejąca inflacja mocno podniosła ceny turnusów. Dzisiaj jednak
nie miałam siły na protesty, za bardzo pochłonęły mnie
wspomnienia. Były one ciepłe i puchate, jednak świadomość tego,
że już nigdy nie stworzę z tymi ludźmi podobnych chwil, sprawiała
ból.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz