Spis rozdziałów.~

sobota, 19 sierpnia 2023

Rozdział piętnasty - Obojętna dziewczynka.

Dziewiąty sierpnia, środa.
Poprzedni tydzień dał mi sporą nadzieję, na to, że Wiktor nie zechce już poruszać tematu poszukiwań mojego ojca. To wszystko jest strasznie dziwne! Z jednej strony chcę wiedzieć, kim on jest, a z drugiej czuję się niekomfortowo na samą myśl o przeprowadzaniu poszukiwań. Wiktor i Laura są w tę sprawę zaangażowani o wiele bardziej niż ja! Tak jakby w ogóle mnie to nie obchodziło. O co w tym wszystkim chodzi?!

Dziś korzystając z dłuższej nieobecności Elki, Wiktor z Laurą postanowili przeszukać sypialnię mamy i Tadeusza w poszukiwaniu czegokolwiek o moim ojcu bądź nadmorskiej znajomej mojej matki. Według Wiktora owa znajoma może mieć wiele wspólnego ze sprawą mojego ojca.
Protestowałam przeciwko poszukiwaniom, szczególnie w tej części mieszkania, ale nikt mnie nie słuchał. Nastolatkowie siedzieli już w wielkiej szafie, przeszukując osobiste szpargały mojej mamy. Ja tkwiłam naprzeciw po drugiej stronie pokoju, zmrożona strachem. Czułam się niemalże świadkiem jakiejś zbrodni. Próbowałam im wytłumaczyć, żeby przestali, że to nie jest takie istotne.
- Wiesz co, Nelka? Jesteś strasznym tchórzem. W dodatku tchórzem obojętnym, co jest jeszcze gorsze, bo widać, że totalnie ci nie zależy. - Wiktor siedział w sporym oddaleniu ode mnie, ale i tak wiedziałam, że wpatrywał się we mnie. I nie było w tym nic przyjemnego ani pozytywnego
- Dobrze wiesz, że tak nie jest... - Chciałam zacząć się bronić.
- To jak jest? - Do rozmowy wtrąciła się Laura. - Według mnie Wiktor ma stuprocentową rację. Jesteś człowiekiem totalnie obojętnym na życie.
Poczułam złość i smutek jednocześnie. W ogóle mnie nie znają! Debile! Kretyni! Przez chwile ledwo widziałam, ze względu na kłębiące się do oczu łzy. Jednak złość w końcu popchnęła mnie do działania. Na czworakach weszłam do szafy i demonstracyjnie usiadłam pomiędzy Wiktorem i Laurą.
- Moje metody wychowawcze jednak działają! - Kozłowski był najwyraźniej z siebie bardzo zadowolony. Poczochrał mnie po włosach. Dziś akurat miałam je związane w dwa kucyki.
- Czekaj, to ty mnie specjalnie sprowokowałeś?! - Zaczęłam łączyć kropki.
- Inaczej się nie dało! - Odezwała się Laura, która nadal przeszukiwała szafę. Niemalże jakby byli jednym bytem, zaśmiali się z Wiktorem w tym samym momencie.
Mnie nie było do śmiechu. Najszybciej jak się dało, przerzucałam przedmioty. Pewnie wyglądało to jakbym oszalała. Dokopałam się do samego dna. Zadarłam o coś paznokciem. Zabolało! Wkurzona podniosłam rzecz. Jakiś stary zeszyt. Cieniutki. Okładka zdecydowanie nadgryziona zębem czasu przedstawiała zdjęcie dżungli. Przedmiot oczywiście zwrócił uwagę moich towarzyszy. Niemalże w nabożnym skupieniu otworzyliśmy kajecik. Okazał się mieć tylko jedną, jedyną stronę. Po stanie przedmiotu było widać, że resztę ktoś powyrywał. Treść była krótka:

9.08.1999
To wszystko jej wina!!! JEJ! To ona mnie z nim poznała! No i co z tego, że poznała? To nic nie zmienia, a ja cierpię.
- To chyba pamiętnik mamy... - Wyszeptała Laura.
- Najwidoczniej. - Przytknęłam. Byłam w niezłym szoku,
- Czy tu chodzi o tę nadmorską znajomą?
- Całkiem możliwe, chociaż nie musi tak być.
- To wygląda na jakąś nieodwzajemnioną miłość. Tyle że po tym pojawiła się Nela. - Wiktor w końcu się odezwał.
- Może wtedy myślała, że taka jest, a potem okazało się inaczej. – Zaczęłam snuć wizje. – Ewentualnie faktycznie mogła być rzeczywiście nieodwzajemniona i to ją popchnęło do późniejszego związku bądź romansu z moim ojcem.
- Albo jeszcze coś innego. - Dodała Laura.
Wiktor chyba chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwierającego się zamka w drzwiach. Pośpiesznie zabraliśmy się do sprzątania. Elka nie mogła dowiedzieć się o naszych poszukiwaniach.

Jedenasty sierpnia, piątek.
Razem z Laurą leżałyśmy już w łóżku. Sen jak na złość nie przychodził, a za oknem całkiem nieźle lało. Ciągle rozmyślałam nad kartką z pamiętnika mamy. Czy faktycznie była zakochana bez wzajemności? Czy skłonności do takich uczuć w naszej rodzinie są w naszej rodzinie dziedziczne? Czy powtarzam jej los? No i gdzie są pozostałe strony tego zeszytu? Przekopaliśmy cały dom, ale nie znaleźliśmy nic nowego. Z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry.
- Nelson, a ty w ogóle lubisz Wiktora?
- Niezbyt. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To dobrze. - Odparła pośpiesznie. Nie chciało mi się nawet zastanawiać, o co jej chodziło. Miałam zbyt wiele własnych myśli w głowie.

Dwunasty sierpnia, sobota.
Staram się trzymać Wiktora z dala od tarasu. Najchętniej cały czas stałby przy balustradzie i obserwował czy Magda przypadkiem nie wychodzi z domu. Stalker w pełnej krasie, nieprawdaż? Mimo wszystko starałam się pamiętać o obietnicy złożonej Magdzie. Jeśli nie jestem w stanie zaprzyjaźnić się z Wiktorem, to chociaż ograniczę mu dostęp do żony Sergiusza. Dziś wyjątkowo nie musiałam pilnować Kozłowskiego. W czwartek Sergiusz powiedział mi, że w piątek po południu jadą razem z Magdą i Olą na cały weekend do Burzek. Teraz niech Wiktor gapi się, ile wlezie. Nikogo tam nie zobaczy. Po godzinie bezskutecznej obserwacji Wiktor usiadł obok mnie. Już chodzi bez kuli, aczkolwiek podobno do dawnej formy jeszcze sporo mu brakuje. Skrzywiłam się, gdy przypomniałam sobie o moich czworonogach. Do tej pory jeszcze ich nie opanowałam. Debilka i tchórz ze mnie! Nawet przyjemny zachód słońca nie pomagał.
- Nela, myślałaś o przyszłości? No wiesz, gdy rodziców zabraknie.
Pytanie było nagłe, ale nie zszokowało mnie. Pewnie Wiktor też zastanawia się, co z nim kiedyś będzie.
- Na pewno chcę dużo ćwiczyć, żeby być fizycznie samodzielna. A potem się zobaczy. - Odparłam, po chwili zastanowienia.
- A co jeśli nie będziesz do tej pory w pełni samodzielna? Być może żadne z nas nigdy nie będzie. Co wtedy? Chcesz, by Laura się tobą zajmowała?
- Oczywiście, że nie! Nawet nie wiesz jak bardzo, brzydzę się rodzicami, którzy zmuszają swoje zdrowe dzieci do opieki nad niepełnosprawnym rodzeństwem. Na samą myśl mnie telepie.
- No i tu się zgadzamy. - Wiktor uśmiechnął się do mnie. - A myślałaś o zamieszkaniu w jakimś ośrodku?
- W sensie, że DPS? - Skrzywiłam się. - Nie, takie miejsca mają zbyt dobrej opinii.
- Nie o tym mówię. Popatrz.
Chłopak przybliżył do mnie swój telefon. Przed oczyma ujrzałam facebookowy profil prezydenta Jarzębic, a dokładniej post o powstaniu Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnego w naszym mieście. Podobno ma to być kameralne miejsce, jedynie dla szesnastu podopiecznych. Każdy pacjent ma mieć do dyspozycji własny pokój, łazienkę oraz kącik kuchenny. Zapewniony będzie również stały dostęp do rehabilitacji na terenie ośrodka. W przeciwieństwie do DPS-ów nie trzeba będzie płacić za pobyt, a jedynie dokładać się z renty do rachunków. Niestety Centrum otworzy się dopiero za dwa lata. Na wiosnę.
- I jak ci się podoba?
- Brzmi super! - Naprawdę tak myślałam. Zastanawiałam się jedynie czy mieszkając tam, będę mogła nadal ćwiczyć u Sergiusza? Czy będę miała możliwość pojechać na turnus do Ady i Pawła?
- Też będę starał się o miejscówkę w tym ośrodku. To co, próbujemy razem? Dam ci znać, kiedy zacznie się rekrutacja.
- Próbujemy! - Uścisnęliśmy sobie dłonie na znak przymierza. Potem na spokojnie delektowaliśmy się zimną pepsi. Trzeba wykorzystać ostatni dzień wolności od rodziców.

 

sobota, 12 sierpnia 2023

Rozdział czternasty - Zwykła sympatia.

Trzydziesty pierwszy lipca, poniedziałek.

Strasznie łatwo przyzwyczaić się do świętego spokoju. Mama z Tadeuszem wyruszyli na Mazury o szóstej rano. Wiktor z panią Elą przyjechali już wczoraj po południu, więc przez chwilę było trochę tłoczno.
Mama oprowadzała znajomą po całym mieszkaniu. Tłumaczyła jej wszystko niczym upośledzonej pięciolatce. W pewnym momencie poczułam się wręcz zażenowana postawą rodzicielki. Zachowywała się jak nadgorliwa urzędniczka! Za co ta Ela ją lubi? Przecież te kobiety prezentują zupełnie dwa różne typy osobowości. Mama co prawda wygląda młodo, ale posiada mentalność typowej Grażyny z memów. Elka, pomimo że ma nadwagę, a urodę najdelikatniej mówiąc, przeciętną, wykazuje bardziej pozytywne podejście do życia. Może nie uwielbiam jej do szaleństwa, lecz przynajmniej czuję się swobodnie w jej towarzystwie.
Razem z Laurą i Wiktorem wyszliśmy na taras parę minut przed szóstą. Obserwowaliśmy pakujących się do auta mamę i Tadeusza. Oficjalnie żegnaliśmy się z nimi wczoraj, więc żadne z nas nie czuło potrzeby powtarzania się. Jednak musiałam zobaczyć, jak wyjeżdżają. Początek dwutygodniowego spokoju!
Kiedy już odjechali, Wiktor zagadnął mnie z uśmiechem.
- Ulżyło?
- I to jeszcze jak!
- A mi ulży gdy, schowam te wszystkie podręczniki na dwa tygodnie! Idę zrobić z tym porządek. - Uradowana Laura pobiegła w głąb domu.
Najwidoczniej obie potrzebujemy urlopu naszych rodziców.



Pierwszy sierpnia, wtorek.
Z Elką nawet inaczej jedzie się autem. Przyjemnie mi się z nią gawędzi. Dlaczego przy obcych często jest się lepszą wersją siebie? W gronie rodzinnym jestem strasznie toksyczną osobą. Często wydaje mi się, że Nelę są dwie. Która jest prawdziwa? Kiedy kłamię? Czy w ogóle można nazwać to kłamstwem?
Nie mogłam się doczekać dzisiejszych zajęć z Sergiuszem. W czwartek powiedział mi, że już przemyślał sprawę z nowym sprzętem dla mnie. Na dziś został wyznaczony dzień poznania szczegółów.
Zostaliśmy w gabinecie. Po wyjściu Eli fizjoterapeuta postawił przede mną dwie kule. Nie były to zwykłe kule, lecz trójnogi. Od tych zwykłych różnią się tym, że nie mają jednej nóżki, lecz trzy odnóża przy każdej kuli. Od standardowych odróżniają się również tym, że nie mają tego miejsca na łokieć. Fizjoterapeuta szybko uzasadnił swoją decyzję.
- Gdybym dał ci zwykłe kule, to po pierwsze nie czułabyś się pewnie, a po drugie za bardzo opierałabyś się na rękach na tych, jak to sama określiłaś: miejscach na łokcie. Pochylałabyś się zbyt mocno do przodu, tak jak robisz to przy balkoniku, a mi nie o to chodzi. Musisz iść na własnych nogach.
Niestety trójnogi nie wyglądały zachęcająco. Lata świetności miały już dawno za sobą. Były obdrapane, wyglądały na ciężkie. Na jednej odnóży w lewej kuli brakowało gumki, przez co wydawała się niestabilna. Sergiusz chyba zauważył moją niechęć do jego pomysłu.
- Tak, wiem, że nie są najnowsze. Rok temu oddał mi je mój dawny pacjent. Przypomniałem sobie o nich, gdy myślałem o tobie.
- Myślałeś o mnie? - Zakręciło mi się w głowie. Myślał o mnie!
- No tak. Często po godzinach myślę o tym, jak można was wszystkich jeszcze bardziej usprawnić. - Wyjaśnił z uśmiechem, wręcz się wyszczerzył.
Zrobiło mi się trochę przykro, ale chyba nawet tego nie zauważył.
- W czwartek pojedziemy do sklepu ortopedycznego, dokupimy gumkę do kuli i dopiero wtedy zaczniemy nową przygodę. Tylko pamiętaj o tym, by wziąć ze sobą pieniądze.
Nowa przygoda? Brzmi obiecująco!
O godzinie siedemnastej zawyły syreny jak co roku. Oderwało mnie to od przeglądania profilów Ady i Pawła na wszystkich możliwych social mediach. Ostatnio coraz częściej to robię.



Trzeci sierpnia, czwartek.
Nastał mój ulubiony dzień, czyli dzień zajęć w terenie. Lubię udawać, że jestem przyjaciółką Sergiusza, a nasze spotkania są typowo kumpelskie. Wyobrażam sobie, że umawiamy się, bo lubimy swoje towarzystwo, a nie dlatego że tak wypadają nam zajęcia. Oczywiście nic nie mówię mu o tych niewinnych fantazjach. Wszystko zostaje jedynie w mojej głowie.
Już podczas jazdy w głąb miasta zauważyłam, że nie jedziemy w kierunku szpitala. Sergiusz wytłumaczył mi, że jego znajomy tydzień temu otworzył sklep medyczny. Okazało się nawet, że znam tego znajomego. To Maciek, którego na początku maja spotkaliśmy w bibliotece.
Sklep okazał się małym pojedynczym pomieszczeniem wciśniętym pomiędzy bar mleczny a sklep z odzieżą używaną. Wszystkie te budynki mieszczą się na spokojnej ulicy. Doszłam tam jakimś cudem przy trójnogach.
Kiedy usiedliśmy, Maciek krytycznie obejrzał dawne kule pana Zbyszka.
- Tu trzeba by wymienić wszystkie gumki, bo co prawda tylko jednej nie ma, ale reszta jest dobrze zużyta. Za cenę wszystkich gumek mogłabyś kupić jedną nową kulę. - Maciek podał nam parę nowych kul. Właściwie to czworonogów, bo każda kula ma cztery nóżki, na o wiele niżej podstawie niż te stare trójnogi. Srebrne czworonogi wręcz lśniły nowością. Fizjoterapeuta uparł się na to, żebym się przy nich przeszła. Bałam się jak cholera. Nie czułam się pewnie przy nowym sprzęcie, lecz musiałam przyznać, że szłam lepiej niż przy balkoniku, a na pewno prościej. Znając moje schorzenie, długo będę przyzwyczajać się do kul, ale może warto?
- Możemy kupić je jeszcze dziś? - Sergiusz był widocznie podekscytowany. Szybko wyjęłam z kieszeni moją kartę. Kiedy po nią sięgałam, przypomniała mi się wczorajsza obowiązkowa rozmowa telefoniczna z mamą. W sumie ona też mnie zachęcała do kupna nowych. Na ten cel przelała mi trzysta złotych, bo rentę dostanę dopiero po dwudziestym.

- Niestety, nie mamy jeszcze terminala, więc nie można u nas płacić kartą, Nelu. - Maciek uśmiechnął się do mnie, chyba przepraszająco.

- Ja zapłacę. Ile to będzie? - Sergiusz wyjął portfel.
- Ale... - Spanikowałam, nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Nie powiedziałem, że to prezent. - Fizjoterapeuta uśmiechnął się do mnie. - Po prostu oddasz mi pieniądze blikiem. To ile to będzie? - Tu znów zwrócił się do Maćka.

Sergiusz zapłacił za kule sto pięćdziesiąt złotych. Szybko przelałam mu kasę, bo nie lubię mieć długów. Jeśli mam być szczera, to wolę myśleć o tych kulach jak o prezencie, bardziej mi się to podoba niż rzeczywistość.
Wyszłam ze sklepu już przy nowych czworonogach. Niestety pierwszy spacer nie przypominał miłej przechadzki. Za sprawą stresu szłam sztywno. Co chwile gwałtownie sztywniałam ze strachu przed upadkiem, jest to niewygaszony odruch Moro. Na szczęście Sergiusz szedł bardzo blisko, więc jakoś dałam radę. Mógł trzymać mnie za ramie jedynie jedną ręką, w drugiej niósł trójnogi pana Zbyszka. Dobrze, że nie wzięliśmy jeszcze balkonika! Musieliśmy iść dwie ulice, bo dopiero za nimi był parking. Czasami przystawałam i zerkałam na Sergiusza. Fajnie wyglądał taki zadowolony, wśród promieni sierpniowego słońca. Obiecałam sobie wtedy, że od dziś będę go tylko lubić. Bo nie ma w tym nic złego, prawda?

Rozdział szesnasty - Prawdziwa przyjaciółka.

Dwudziesty sierpnia, niedziela. Dziś są urodziny mamy. Z tej okazji razem z Laurą postanowiłyśmy zrobić mamie niespodziankę i jak co roku ...