Dwudziesty trzeci czerwca, piątek.
W przypadku Laury koniec
roku szkolnego w naszym domu jest traktowany jak coś bardzo ważnego
i oficjalnego. Jeśli o mnie chodzi to mama cieszyła się, gdy
zdawałam z klasy do klasy, a Tadeusz się nie odzywał, gdyż niemal
od początku związku z mamą, oświadczył jej, że nie będzie
angażował się w moje wychowanie w żadnym stopniu. W porównaniu
ze mną Laura ma przewalone.
Zgodnie z tradycją czekałam razem
z mamą i ojczymem na siostrę w kuchni. Mama jak co roku
przygotowała tort lodowy, a ojczym specjalnie tego dnia nie poszedł
do pracy, by ocenić postępy w nauce swojej jedynej córki. Dziś
wyjątkowo był trzeźwy, co w piątki, szczególnie po pracy mu się
nie zdarza. Kiedy brak mu procentów we krwi przypomina sobie, że ma
dziecko.
Laura jak co roku wróciła do domu ze świadectwem z
czerwonym paskiem. Zawsze jej tego paska zazdrościłam, ale już nie
tego, co musi przejść z Tadkiem po zakończeniu każdego roku
szkolnego.
Pomimo dobrych wyników, siostra była cała zielona
na twarzy. Usiadła naprzeciw nas. W milczeniu podała świadectwo
Tadkowi. Ten długo przeglądał papierek, po czym się odezwał.
-
Średnia cztery przecinek siedemdziesiąt pięć. Na twoim miejscu
nie cieszyłbym się z tego paska, ledwo go dostałaś. Twoje oceny
nie są imponujące. Takie chcesz mieć za rok, na zakończenie
czwartej klasy? Już się boję, jak będzie wyglądała twoja
matura! Przecież stać cię na więcej!
- Ty nawet tej matury
nie masz! Mama zresztą też nie! - Panika Laury najwyraźniej
ustąpiła miejsca złości.
Ojciec siostry nachylił się nad
nią, a że stół jest małych rozmiarów, z łatwością mógł
zajrzeć córce prosto w oczy.
- Nie mam i żałuję! Dlatego
chcę dla ciebie lepszego życia, rozumiesz? Przez całe wakacje
będziesz uczyła się do matury, a ciasto możesz zjeść w pokoju,
na razie jestem zbyt wściekły, by z tobą rozmawiać!
-
Zapomnij! A ciastem się wypchaj! - Laura pognała w stronę wyjścia
z kuchni, ale Tadek zatrzymał ją, by przekazać według niego,
radosną nowinę.
- Nie jestem jakimś tyranem, będziesz mogła
korzystać z wakacji. W następnym tygodniu jedziemy na grilla do
Zbyszka z Burzek. Tylko nie narób nam wstydu, bo to rodzina Kowalów,
oni też tam będą. - Laura prychnęła niczym kotka i udała się
do swojej samotni. Na niej te wieści nie zrobiły żadnego wrażenia.
W moim przypadku było wręcz odwrotnie.
To będzie pierwszy
raz, kiedy zobaczę Sergiusza poza naszymi zajęciami, bo tych
pogaduszek z Magdą nie liczę. Czy będzie chciał ze mną gadać? A
może z jego punktu widzenia nasza relacja jest czysto zawodowa i
nawet się do mnie nie odezwie?
Swoją drogą nie miałam
pojęcia, że Sergiusz ma rodzinę we wsi obok. A już na pewno nie
wiedziałam, że należy do niej nowy kumpel mojego ojczyma. Z tego,
co wiem, Zbyszek całkiem niedawno zaczął pracować w tej samej
firmie taksówkarskiej co Tadek. Zresztą czy mam prawo wymagać od
Sergiusza, by opowiadał mi o swoim życiu prywatnym w tak dużym
stopniu? Oczywiście, że nie mam prawa! Idiotka ze mnie! Na co ja
liczę?
Dwudziesty szósty czerwca, poniedziałek.
Dziś
wyjątkowo miałam zajęcia z Sergiuszem. Mama w tym tygodniu ma
poprzestawiane zmiany w pracy, więc nie może jutro zawieźć mnie
planowo na rehabilitację. Okazało się, że Sergiuszowi wypadł
dziś jeden pacjent na dziesiątą rano, więc mógł mnie wziąć.
Mama załatwiła wszystko telefonicznie wczoraj wieczorem, a mnie
poinformowała już po fakcie dokonanym. Z jednej strony cieszyłam
się, że zobaczę Sergiusza wcześniej niż zwykle, lecz z drugiej
tak bardzo nie lubię naruszenia mojej rutyny, że gdy usłyszałam o
zmianie planów, miałam już łzy w oczach. Tuż po wyjściu mamy z
pokoju moje usta odruchowo skierowały się w stronę ręki. Od czasu
zepsucia telefonu gryzę nie telefon, lecz własne ręce. Na
szczęście nikt tego nie zauważył, bo w tym domu zbytnio nie
zwraca się na mnie uwagi. Sergiusz to jednak inny typ człowieka. On
widzi wszystko, nawet zmiany w moim nastroju, więc nie chcę, żeby
martwił się jeszcze bardziej. Powstrzymałam się. Dużo mnie to
kosztowało, bo całą bezsenną noc, ale byłam z siebie dumna. W
końcu mam nad czymś kontrolę!
Dziś z racji
nieprzyjemnych upałów Sergiusz złamał swoją zasadę na temat
wychodzenia ze mną tylko w zaludnione miejsca. Dziś udaliśmy się
na spacer po lesie. Byłam bardzo zadowolona. W końcu sami!
Żałowałam, że nie założyłam dziś tej sukienki, którą miałam
na sobie w zeszły poniedziałek. No cóż, biała bluzka z Kubusiem
Puchatkiem oraz szerokie niebieskie spodenki musiały wystarczyć.
Dobrze, że chociaż włosy miałam upięte w ten sam uroczy warkocz
co tydzień temu.
Skierowaliśmy się z Sergiuszem do wsi o
nazwie Burzki, o czym poinformowała nas zielona tabliczka z nazwą
miejscowości. Po jakichś dziesięciu minutach wjechaliśmy w las, a
po chwili w jakiejś piaszczyste pobocze, gdzie zostawiliśmy
samochód. Na szczęście przyszło nam chodzić w bardziej
komfortowych warunkach, bo po utwardzonej drodze. Po obu jej stronach
rosną liczne drzewa liściaste. Ich gałęzie są tak długie, że
te po lewej stronie stykają się z tymi po prawej. Tworzy to
niesamowity efekt. Wygląda to niemalże jak zielone sklepienie w
magicznej krainie. W mojej głowie nazwałam to miejsce Magiczną
Krainą
- Nigdy nie byłam w tej miejscowości, nie wiedziałam,
że jest tu taki piękny las!
- Jest piękny, całe dzieciństwo
tu spędziłem. – Sergiusz rozejrzał się z uśmiechem.
- To
ty się tu wychowałeś? Przecież wcześniej mieszkałeś w
Jarzębiacach, masz tam gabinet. Magda mówiła, że stamtąd
przeprowadziliście się do Orzechowic.
- Tak, ale urodziłem i
wychowywałem się w Burzkach. Na studia przeniosłem się do
Lublina, już wtedy wiedziałem, że duże miasto nie jest dla mnie.
Wróciłem w rodzinne strony i założyłem gabinet. Myślałem, że
w mniejszym mieście, niedaleko rodziny będzie nam lepiej, jednak
ani ja, ani Madzia nie potrafiliśmy żyć nawet w małym mieście.
Nie chcieliśmy być też ani za daleko, ani za blisko rodziny, więc
wybraliśmy Orzechowice.
- Rozumiem. - Pokiwałam głową. To
wszystko było bardzo ciekawe, aczkolwiek ta cała wzmianka o Magdzie
była moim zdaniem całkowicie zbędna.
- Słyszałem od wujka,
że będziesz na jego urodzinowym grillu.
- Wujka? - Na
policzkach poczułam zdradliwe rumieńce. - Pan Zbyszek to twój
wujek?
- Dokładnie tak. Zbyszek jest starszym bratem mojej
mamy. Oczywiście od dwóch tygodni nie może przestać mówić o
tym, kogo zaprosił na urodzinową imprezę. Dlatego wiem, że
przyjaźni się z twoim ojczymem i że was zaprosił.
- Jeśli
chcesz, żebym się do ciebie nie odzywała w trakcie imprezy, to
zrozumiem. Dystans zawodowy to ważna rzecz... - Wydukałam.
-
Nela, daj spokój, chętnie z tobą pogadam, to nie zbrodnia. -
Poklepał mnie delikatnie po ramieniu. - Zresztą poznasz bliżej
moją Olę, to przeurocza dziewczynka.
Jasne, o niczym innym nie
marzę! Najchętniej zapomniałabym o istnieniu jej i Magdy, ale
Sergiusz nie chce mi na to pozwolić, nawet w tak uroczym miejscu!
Nie odpowiedziałam mu nic. Zresztą nie było na to czasu, gdyż
fizjoterapeuta zrobił się nagle bardzo spięty. W ten stan
wprowadziła go postać zbliżająca się do nas z przeciwnej strony,
dość chwiejnym krokiem. Był to typowy wiejski pijaczek.
Sergiusz
objął mnie ramieniem, tak jakby chciał uchronić mnie przed
nieznajomym.
- To Mietek, miejscowy żul i dziwak. Nieważne co
by do ciebie mówił, udawaj, że go nie słyszysz,
rozumiesz?
Pokiwałam tylko głową, nie byłam w stanie wydusić
z siebie ani słowa. Niestety Mietek nie miał takiego problemu.
Kiedy podszedł najbliżej, jak tylko się dało, zaczął tykać
mnie palcem.
- Oj, biedna Myszko, co ty masz za życie! Wiesz,
co robili z takimi w Auschwitz? Palili w piecach, Myszko! Palili!
-
Pan wybaczy, aczkolwiek bardzo się śpieszymy, nie mamy czasu na
pogaduszki. - Sergiusz był stanowczy jak nigdy wcześniej. Żul nie
dawał łatwo za wygraną. W końcu oddaliliśmy się na tyle, by dał
nam spokój.
- Wybacz Nelu, nie miałem pojęcia, że może tu
być. Zawsze widywałem go pod sklepem, nie w lesie. Wszystko
dobrze?
Pokiwałam twierdząco głową, chociaż wcale dobrze
nie było. Niemalże automatycznie przytuliłam się do Sergiusza.
Dopiero wtedy potrafiłam na nowo ujrzeć piękno Magicznej Krainy.
Nie przeszkadzało mi nawet to, że mnie nie objął. Ważne, że był
blisko.