Spis rozdziałów.~

środa, 19 lipca 2023

Rozdział trzynasty - Nadmorski trop.

Szesnasty lipca, niedziela.
Czy to był sen? A może to majaki? W trakcie upałów bardzo łatwo o halucynacje. Obudziłam się około piątej rano. Już wtedy czuć było zapowiadający się upał, lecz mogłam jeszcze śmiało szukać orzeźwienia na zewnątrz. Na szczęście wszyscy domownicy jeszcze spali. Z tą myślą poczułam się lepiej. Niestety poprzedniego wieczoru mama po raz kolejny odstawiła balkonik na korytarz. A kij tam! Pomyślałam sobie, że pójdę na czworakach. W końcu o tej porze nikt mnie nie zobaczy. Ubrałam dłuższe spodnie od piżamy, po czym ruszyłam na taras. Dobrze, że na noc zostawiam lekko uchylone drzwi balkonowe. Na miejscu wdrapałam się na ulubione krzesło, to stojące tuż przy ścianie. Ledwo usiadłam, a usłyszałam klakson. Ktoś mnie wołał. Sergiusz! Poczułam zdradliwe ciepło na policzkach. Pewnie widział mnie podczas raczkowania! Gołym okiem można było zauważyć, że rodzina Kowalów wyjeżdża na wakacje. Tył samochodu był szczelnie zapakowany, na dachu dobrze przyczepione, stały dwa rowery. Sergiusz się do mnie uśmiechnął! Lubi mnie! Chociaż trochę! Chwilę potem odjechali w siną dal, a ja do końca dnia miałam dobry humor. Nawet przestałam przejmować się tym, że zostałam przyłapana na raczkowaniu. Zresztą, co z tego? Pewnie w swojej fizjoterapeutycznej karierze nie takie rzeczy widział.



Siedemnasty lipca, poniedziałek.
Dziś grzało trochę mniej niż wczoraj, lecz wciąż na tyle mocno, by nie chcieć wychodzić z pomieszczenia, w którym znajduje się wiatrak. Około dziewiątej rano przyjechała do nas pani Ela Kozłowska z synem. Oczywiście Wiktor od razu został ulokowany w moim pokoju! Rzecz jasna bez uprzedniego zapytania mnie o pozwolenie. Żałowałam, że nie było z nami Laury. Jest mega towarzyska, zagada każdego. Tymczasem moje umiejętności społeczne mocno przypominają te typowo autystyczne. Niestety Laura nie mogła być z nami. Tadeusz nakazał córce uczyć się codziennie od ósmej rano do dwunastej. Jeśli mama była o tej porze w domu, skrupulatnie pilnowała czy jej młodsza latorośl się należycie pogłębia wiedzę.
W milczeniu z Wiktorem korzystaliśmy więc z dobrodziejstw wiatraka. Ja na moim łóżku, on natomiast na podłodze. Kozłowski jakby czytał mi w myślach, bo po dłuższej chwili podzielił się z myślą, podobną do tej, którą miałam wtedy w głowie.
- Też nie mam pojęcia, dlaczego one tak trzymają nas razem. Pewnie obie myślą, że skoro jesteśmy niepełnosprawni to i podobni charakterologicznie. Według naszych matek więc oczywistością jest to, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi. To trochę taka nieuświadomiona dyskryminacja z ich strony, nie sądzisz?
Nic mu nie odpowiedziałam. Kiedy na niego patrzyłam, ciągle myślałam o tym, jakim obleśnym stalkerem jest! Z jednej strony chciałam mu powiedzieć, że wiem o tych zdjęciach, z drugiej jakoś nie mogłam się przełamać, a z trzeciej nie potrafiłam poruszyć z nim żadnego innego tematu.
Z niezręcznej sytuacja uratowała nas mama. Jak zwykle wszystko jej nie pasowało. Zaczęłam żałować tego ratunku niemal natychmiast.
- Aniela do cholery! Gościa sadzasz na podłodze?! Gdzie ty masz rozum?!
- Sam się zgodził do cholery! - Nie wytrzymałam. Musiałam krzyknąć. Mama spojrzała na mnie przeciągle. Chciałam wyczytać, to co mówiła jej twarz, ale od zawsze mam ogromne kłopoty z odczytywaniem mimiki u innych. Udaję mi się to tylko wtedy, gdy emocje na twarzy rozmówcy są ewidentnie skrajne.
Wiktor usiadł obok mnie na łóżku. Chyba po to, aby załagodzić konflikt.
- Mniejsza z tym. – Mamie wyjątkowo nie chciało się dziś kłócić, bo machnęła ręką. - Chciałam was tylko poinformować o tym, że ja i Tadek wyjeżdżamy na pierwsze dwa tygodnie sierpnia. Tadek dostał wtedy urlop. Ty i Laura zostaniecie tutaj. Laurka miała z nami jechać, ale musi się uczyć. O nic się nie martw. Na czas naszych wakacji Wiktor i Ela tu się wprowadzą. Ty przez ten czas będziesz dzieliła pokój z siostrą. Ela będzie wozić cię na rehabilitację
Już chciałam zaprotestować. Ostatnie co chciałam to dzielić mieszkanie z szalonym stalkerem oraz łóżko z postrzeloną małolatą. Już miałam się odezwać, lecz Wiktor powstrzymał mnie gestem ręki. Nastolatek zaczął nowy, lecz jednocześnie pokrewny temat rozmowy.
- A gdzie państwo jadą? Może nad morze ? - Byłam zaskoczona. Wbiłam w niego wzrok, więc szybko uzupełnił wypowiedź. – Pytam, bo Sergiusz z rodziną właśnie tam pojechali w tę niedzielę. Może jadą państwo do tej samej miejscowości?
Pytanie było całkiem zwyczajne, lecz mama natychmiastowo poczerwieniała na twarzy.
- Nie, nigdy nie pojadę już nad morze. Mam stamtąd złe wspomnienia związane z pewną znajomą. - Odparła dumnie. - Jedziemy na Mazury. - Wstała i skierowała się ku wyjściu, lecz najwyraźniej coś jej się przypomniało. - Piątego września idziemy na wesele do Gośki, tej chrześnicy Tadka. Wiktor będzie twoją osobą towarzyszącą. - Dopiero po przekazaniu tego komunikatu wyszła.
Dlaczego mam iść na wesele dziewuchy, którą widziałam tylko raz w życiu?! I czemu akurat z Wiktorem?! Nastolatek wytrącił mnie z huraganu myśli.
- Widziałaś, jak się zagotowała, gdy zapytałem o morze? Ta cała historia ze znajomą musiała ją mocno ruszyć! Gdybyś nie powstała relatywnie krótko po zrobieniu tamtej fotografii, byłbym pewien, że chodzi tu o jakaś zakazaną lesbijską miłość.
- Co ty bredzisz?!
- I nie oburzaj się tak na nasze wspólne wakacje. - Na Wiktorze moje wybuchy złości najwidoczniej nie robiły najmniejszego wrażenia. - Nie widzisz, że to wielka szansa na odkrycie kim jest twój stary? Będziemy mogli przekopać cały dom! A co do wesela, to się nie martw. Spróbuję się z tego wymiksować. Też nie lubię takich imprez.
Niechętnie przyznałam mu rację.



Dziewiętnasty lipca, środa.
Znów jest gorąco! Nie aż tak, by mdleć z powodu upałów, lecz na tyle, by z czystym sumieniem siedzieć przy laptopie w towarzystwie wiatraka. Nie wiem, co mnie ruszyło, ale weszłam na facebookowy profil gabinetu rehabilitacyjnego, w którym pracują teraz Ada i Paweł. Obejrzałam wszystkie zdjęcia związane z tym miejscem. Zarówno te na profilu, jak i odpowiednio oznaczone przez rodziców małych pacjentów. Na wszystkich moi przyjaciele wydają się zadowoleni z tego, gdzie i z kim są. Może już o mnie zapomnieli? W końcu mają prawo, po tym, co im zrobiłam. Zresztą, czas robi swoje. Mają teraz inne, lepsze życie. Coraz rzadziej do mnie piszą. A może zawsze byłam dla nich tylko pacjentką i dalszą znajomą? Może całe życie tkwię w iluzji?



 

czwartek, 13 lipca 2023

Rozdział dwunasty - Kompleks tatusia.

  Dwunasty lipca, środa.
Jest we mnie problem, do którego nie jestem w stanie przyznać się nawet sama przed sobą. Od rana próbowałam tu o tym napisać, ale wciąż coś mnie blokuje, nieustannie usuwałam tekst. Około jedenastej pojechałyśmy z mamą do Wiktora. Może od tego zacząć dzisiejsze pisanie? Może po tym będzie mi łatwiej?
Wiktor mieszka prawie na obrzeżach Jarzębic, blisko gabinetu Sergiusza. Kiedy wyobrażałam sobie obrzeża, miałam w głowie obraz osiedla domków jednorodzinnych. Okazało się jednak, że Wiktor mieszka w bloku. Widok budynku przywrócił wspomnienia mieszkania w Kuczliczkach. Jeszcze rok temu o tej porze mieszkałam w takim bloku. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na rozmyślania. Grzało i grzeje dziś do niewytrzymania! W miarę szybko weszłyśmy do bloku. Niestety jazda windą na czwarte piętro okazała się również przykra jak dzisiejsza pogoda. W tej windzie po prostu cuchnie! Zastanawiam się, jak Wiktor daje radę tak tu żyć? Pewnie i do smrodu można się przyzwyczaić.
W progu przywitała nas mama Wiktora. Mieszkanie Kozłowskich można określić mianem niedużego i zagraconego. W samym salonie jest tyle mebli, że trudno dostrzec kolor ścian. Wolę już tandetną boazerię w naszym salonie. Patrząc na mamę, jak i panią Kozłowską zauważyłam, że moja obecność była kobietom wybitnie nie na rękę. Nie mam tu na myśli, że im przeszkadzałam, po prostu nie mogły swobodnie pogadać w mojej obecności. Pewnie dlatego zostałam odesłana do Wiktora, który siedział w swoim pokoju. Tam również jest ciasno. Tak ciasno, że musiałam zostawić mój balkonik w salonie. Wiktor nie potrzebował nawet krzesła. Wystarczyło, że siedział na łóżku po lewej stronie pokoju, by korzystać z komputera po prawej stronie pomieszczenia.
- Wybacz, księżniczko, że musiałaś zawitać do takiej biedoty. - Rzucił ironicznie, gdy zostaliśmy sami po tym, jak usiadłam obok niego. Nigdzie indziej usiąść się nie dało.
- Daj spokój. - Poczułam się nieswojo. Przecież nie jestem jakąś bogatą panienką! Za kogo on mnie ma?
- Sprawa ruszyła?
- Jaka sprawa?
- Poszukiwania twojego ojca. Zapomniałaś, że go nie znasz?
Spłonęłam rumieńcem wstydu. Przecież ta sprawa powinna być priorytetem a tymczasem...
- Wolisz rozmyślać o Sergiuszu, rozumiem. - Wiktor dokończył moją myśl. Czy on siedzi w mojej głowie?!
- Nieprawda! - Oburzyłam się, bo niestety miał rację.
- Prawda, prawda, wolisz karmić swój kompleks tatusia.
- Jaki znowu kompleks?!
- Kompleks tatusia, chociaż teraz częściej używa się terminu Daddy issues. Niby czemu zakochałaś się w starszym facecie, który jest względem ciebie opiekuńczy? Bo nie masz ojca, a ojczym traktuje cię jak powietrze. Dlatego szukasz zastępstwa i myślisz, że to miłość.
- To tylko osiem lat różnicy! I nikogo nie szukam!
- Nieważne ile. Wmawiasz sobie, że jesteś dla niego kimś wyjątkowym, a tak naprawdę jest zwyczajnie miły tak, jak dla każdego innego pacjenta zresztą.
Pod powiekami miałam już łzy. Zaczęłam mrugać, byleby nie zacząć płakać. Wiktor chyba to zauważył. Położył dłoń na moim ramieniu.
- Sorry, byłem trochę zbyt ostry. Chcę tylko żebyś nie była tak głupia, jak ja.
- Dlaczego? Przecież nawet mnie nie lubisz! Z wzajemnością! - Byłam niemalże na granicy wybuchu złości.
- Tak, działasz mi na nerwy. Sam zastanawiam się, po cholerę chcę ci pomóc. - Westchnął – A teraz przesuń się, muszę do toalety.
Przesunęłam się zgodnie z życzeniem panicza. Na chwilę zostałam sama w królestwie nastolatka. Musiałam podrapać się po nosie, bo coś mnie ugryzło. Z racji, że jestem ślamazarą jakich mało, zamachnęłam się ręką, w nie tę stronę co trzeba i ruszyłam myszkę stojącą na biurku. Ruch myszki wyłączył wygaszacz ekranu na monitorze. Przed moimi oczyma ukazał się folder pełen zdjęć Magdy! Część z nich dobrze znam z jej profili na Fejsie i Instagramie. Pozostałe fotografie przedstawiały znacznie młodszą panią Kowal. Chyba jeszcze nawet jako nastolatkę. Były to typowe, jak to się wtedy mówiło samojebki. Skąd on to wszystko ma?! Mnie poucza, a sam jest obrzydliwym stalkerem! Usłyszałam ciężkie i nierówne kroki zbliżające się w moją stronę. Na szczęście wygaszacz ekranu zdążył włączyć się tuż przed przekroczeniem progu przez Wiktora.
Totalnie nie mogłam zapomnieć o moim odkryciu. Gadaliśmy o pierdołach, mimochodem rzuciłam, że od prawie dwóch tygodni unikam zajęć u Sergiusza. Jedliśmy Przysmak Świętokrzyski, ale myślami ciągle byłam przy zdjęciach Magdy.
Wybudziłam się nieco dopiero pod koniec. Mama właśnie dała mi znać, że za pięć minut po mnie przyjdzie i wychodzimy. Wpatrywałam się w drzwi niemalże błagalnie. Marzyłam jedynie o tym, żeby już stąd wyjść!
- Nela, nie mam pojęcia, dlaczego unikasz rehabilitacji. Powiem ci natomiast jedno: Nie bądź tchórzem, nie marnuj swojego zdrowia, bo się czegoś boisz. Znając Sergiusza, pewnie zaczyna się już o ciebie martwić.
Niestety nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo właśnie wtedy przyszła po mnie rodzicielka. Szybko się pożegnaliśmy.
Jedno jest pewne: Pomimo że nie lubię Wiktora, dał mi on jakąś dziwną motywację, by w końcu przestać tchórzyć. Tak, stchórzyłam, ponieważ wstydzę się swojego wybryku. Wstydzę się tego, że rzuciłam się Sergiuszowi na szyję, gdy po grillu odprowadził mnie do pokoju! O tym bałam się napisać!
Trzynasty lipca, czwartek.
No i się odważyłam. Chyba Sergiusz nawet ucieszył się na mój widok. A może mi się wydawało? Byłam prawie pewna, że po takiej długiej przerwie od zajęć dziś będziemy się jedynie rozciągać. Sergiusz jednak postanowił, że przejdziemy się trochę po Jarzębicach. Fakt, pogoda była dziś o wiele lepsza niż wczoraj. Niebo pozostawało zachmurzone, było ciepło, ale nie upalnie.
Cały spacer przeszliśmy w milczeniu. Ogromnie mnie ta cisza niepokoiła. Byłam już prawie pewna, że Sergiusz mnie nienawidzi! Nigdy aż tak długo nie milczał! Ja też nie byłam w stanie się odezwać, miałam zbyt duży mętlik w głowie. W końcu zatrzymaliśmy się przy budce z lodami. Tuż obok budynku stoją siedzenia dla klientów. Zostały zbite z białych palet. Z białych palet! Przypomniał mi się pokój Joasi. Na wspomnienie tamtego wieczoru poczułam nieprzyjemny ścisk żołądka.
- Nelu, ty sobie usiądź, a ja zamówię nam lody. Musimy o czymś pogadać. Czy mogą być o smaku tiramisu?
Pokiwałam głową. Powoli usiadłam. On chce pogadać! Jak dobrze, że oprócz nas nie było wtedy innych klientów.
Po chwili fizjoterapeuta wrócił z włoskimi lodami.
- Nelu, chciałbym pogadać o tym wieczorze po grillu...
- Tak, wiem! Nie powinnam... - Nienawidzę, gdy łamie mi się głos!
- Chciałbym, żebyś wiedziała o tym, że nie mam do ciebie absolutnie żadnych pretensji. Całkowicie cię rozumiem. Jednak musisz zrozumieć, że są granice, których przekraczać nam nie wolno, szczególnie w samotności. Higiena psychiczna jest bardzo istotna. Lubię cię, ale nawet najszczersza sympatia w naszej relacji musi mieć swoje granice. Rozumiesz mnie, prawda? Zawsze możesz mi się zwierzyć, ale jeśli potrzebujesz bardziej kompleksowej pomocy, mogę polecić ci dobrego psychologa.
- Radzę sobie. – Dopiero wtedy byłam w stanie na niego spojrzeć.
- Pamiętaj, chodzenie do psychologa to żaden powód do wstydu. Proszę, przemyśl moją propozycję.
Pokiwałam głową. Sergiusz zaczął nowy temat.
- Nelu, coraz częściej zastanawiam się nad tym, żebyś zaczęła chodzić przy czymś innym niż balkonik. Coś już tam upatrzyłem, aczkolwiek ostateczną decyzję przedstawię ci po urlopie.
- Jedziesz na urlop?
- Tak, nie będzie mnie przez cały następny tydzień. Już od stycznia mamy zarezerwowane miejsce nad Bałtykiem.
Chciałam krzyknąć coś w stylu „Dlaczego mi nie powiedziałeś?”, jednak wtedy uświadomiłam sobie, że Wiktor ma racje. Mam kompleks tatusia, a dla Sergiusza jestem tylko pacjentką! Gdybym była dla niego, chociażby znajomą to przecież opowiadałby mi o sobie. Już dawno wiedziałabym o jego planach na wakacje!
Kiedy po powrocie ze spaceru mama odebrała mnie spod gabinetu Sergiusza zaczęło kropić. Gdy jechałyśmy do domu rozpętała się burza. Na nowo poczułam palący wstyd. Najwyraźniej taka pogoda zawsze będzie przynosiła jedynie wyrzuty sumienia.

 

środa, 5 lipca 2023

Rozdział jedenasty - Letnia burza i palący wstyd.

Pierwszy lipca, sobota.
Nadeszła godzina zero. Znów walczyły we mnie dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że zobaczę Sergiusza poza zajęciami, a z drugiej przerażało mnie to, że będzie tam aż tyle ludzi i dźwięków. Nie trzeba wiele, by te dwa czynniki wymęczyły mnie na amen. Jest jeszcze kwestia tego, że na takich imprezach mama też lubi sobie popić. Nigdy ani ona, ani ojczym nie zastanawiają się jak wrócić do domu, gdy oboje nie mogą prowadzić, często nocujemy w miejscu danej imprezy. Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym w ich wieku? W końcu ani ja, ani Laura nie jesteśmy w stanie samodzielnie ogarnąć takiej sytuacji.
Postanowiłam zbytnio się tym nie przejmować. Może „postanowiłam” nie jest najlepszym określeniem. Tak naprawdę wewnętrznie walczyłam ze sobą, by nie gryźć rąk, bądź nie zamknąć się w pokoju na klucz, byleby tylko nie jechać. A naprawdę miałam na obie te rzeczy ogromną ochotę. Jednak w końcu chęć spotkania Sergiusza wygrała. Zresztą mama miała dziś dobry humor, więc zgodziła się związać mi włosy w dwa warkocze! Nie miała też nic przeciwko, gdy na wyjście wybrałam sobie moją ulubioną białą sukienkę. Bardzo chciałam, żeby Sergiusz mnie w niej zobaczył. Chociaż czy w ogóle mnie zauważy?
Około godziny siedemnastej wyjechaliśmy z domu. Zbierało się na ciepłą, letnią burzę. Miałam nadzieję, że impreza skończy się na tyle szybko, by moi opiekunowie nie zdążyli się napić.
Ruszyliśmy w stronę Burzek. Przejeżdżaliśmy przez Magiczną Krainę! Chyba naprawdę jest magiczna, bo niemalże widziałam, jak stoję przytulona do mojego ulubionego fizjoterapeuty w upalny poniedziałkowy poranek.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zrozumiałam, że moja nadzieja na szybkie zakończenie imprezy była bardzo płonna. Cała biesiada toczyła się na zadaszonej werandzie. Nawet deszcz czy burza nie przeszkodzą nikomu w tym festiwalu żenady pięćdziesięciolatków, którzy wciąż myślą, że są młodzi i na czasie.
Na werandę prowadziły długie i strome schody. Nie wzięłam ze sobą balkonika, bo mama stwierdziła, że zajmowałabym z nim zbyt dużo miejsca. Zresztą i tak raczej nie pomógłby mi w wejściu po stopniach. Mama chwyciła mnie za rękę i już zmierzałyśmy w stronę schodów, już miałam chwycić się poręczy, gdy ktoś chwycił moją drugą dłoń. Serce zabiło mi mocniej. Sergiusz! Pierwszy raz widziałam go w ubraniu innym niż dresy. Dżinsy i koszula w czerwono-niebieską kratę to niby nic wyjątkowego, ale w tym przypadku zrobiły robotę.
- Cześć Nela! Pomogę ci, te schody to mordęgą nawet dla mnie. - Z chęcią zgodziłam się. Mama nie była zbytnio zadowolona z propozycji fizjoterapeuty, lecz postanowiłam się dziś nią nie przejmować. W końcu jej będzie obojętne czym i czy w ogóle wrócimy dziś do domu.
Szybko złożyłam życzenia solenizantowi. Niestety ławka, która stała oparta o ścianę domu, była już pełna. Pozostała nam jedynie ta, która stykała się z balustradą werandy. Nie czułam się tam pewnie, sama nie wiem czemu. Wolałabym, żeby mama ciągle siedziała obok mnie, ale przecież nie mogłam o to poprosić, zepsułabym jej tym nastrój. Miałaby też potem do mnie pretensje, że powstrzymuję ją przed zabawą, a matce też w końcu coś się od życia należy. Siedziałam więc jak na szpilkach. Na szczęście podchmielone towarzystwo nie wpadło jeszcze na pomysł włączenia muzyki. Jeszcze.
Na takie imprezy mama nie pozwala ani mi, ani Laurze zabierać ze sobą telefonów. Nudzę się wtedy jak mops. Kątem oka zauważyłam, że siostra również jest znużona rozmowami ludźmi starszych od niej o parę dobrych dekad. Jednak ja miałam co obserwować. Parę miejsc dalej na tej samej ławce siedział Sergiusz. Rozmawiał z żoną tak żywo, jakby pierwszy raz się widzieli i mieli sobie ogrom rzeczy do opowiedzenia. Patrzyli na siebie z wielką miłością. Nawet ja widzę, jak bardzo mój fizjoterapeuta kocha swoją żonę. Nie potrafię siebie aż tak okłamywać. To niemożliwe by Sergiusz pokochał inną kobietę, póki Magda stąpa po tej ziemi. A do morderstwa na pewno się nie posunę. Są dobraną parą. O ile mój rozum to wie, to moje serce było i jest pełne żalu. Dlaczego rozmawia tylko z nią? Przecież obiecał, że pogadamy! A może po poniedziałkowych zajęciach stwierdził, że będzie trzymał mnie na dystans? Przecież w czwartek wszystko było w jak najlepszym porządku! Idiotko, to jest jego ŻONA! Może sobie z nią gadać, ile dusza zapragnie, aż do usranej śmierci! Z tobą za to nic nie musi!

Od tych trudnych myśli oderwało mnie namawianie jakiegoś starszego pana na polanie mi piwa. Żałuję, że przyznałam się towarzystwu do mojego prawdziwego wieku. Na początku wszyscy myśleli, że mam czternaście, góra piętnaście lat. Bardzo się zdziwili, gdy powiedziałam im prawdę. Wcześniej zamęczali mnie jedynie pytaniami typu: „Czemu się nie odzywasz?” , „Dlaczego nic nie jesz?”. A ja przy tym nagromadzeniu zapachów, dźwięków i ludzi nie mogłam nawet myśleć, a co dopiero mówić o jedzeniu czegokolwiek czy pogawędkach przy stole. Do teraz zastanawiam się, co oni wszyscy widzieli w tak głośnym słuchaniu Modern Talking. Przy takim ustawieniu głośności nie dało się nawet wyłapać, o czym śpiewał niemiecki duet.
- Nie, dziękuję. Ja nie piję. - Chciałam delikatnie odmówić, gdy został mi zaproponowany alkohol.
- Oczywiście, że Aniela pije jak każdy. Nie wydziwiaj córeczko. - Mama musiała się wtrącić. Zawsze to robi w takich sytuacjach. Dla niej zawsze najważniejsze jest to, żeby w towarzystwie nie wychylać się zbytnio poza normę. Nawet jeśli normą jest pijaństwo.
Staruszek miał już gdzieś moje zdanie. Polał mi piwa, a ja przez grzeczność wypiłam całą szklankę. Moja nadwrażliwość sensoryczna tylko się pogłębiła, o ile było to jeszcze możliwe. Bez pytania została mi polana druga szklanka. Wtedy zaczęłam doceniać to, że siedzę blisko balustrady. Na szczęście nikt mnie nie obserwował, bo mama na chwilę gdzieś się ulotniła. Szybko wylałam trunek do doniczki z kwiatkiem która stała tuż ze mną. Kiedy odwracałam się na miejsce, poczułam na sobie czyjś wzrok. To Sergiusz puszczał mi oczko. Poczułam znajome zdradliwe ciepło na policzkach.
Po chwili podszedł do mnie z Magdą i Olą. Mieszkam w Orzechowicach od kwietna, u Sergiusza i Magdy byłam dwa razy, a nigdy nie widziałam ich córki. No to dziś miałam okazję, bo posadzili mi małą na kolana. Muszę przyznać, że ledwo mogłam skupić się na rozmowie. Oczywiście, głównie przez natężenie nieprzyjemnych dla mnie bodźców, ale nie tylko. Ta mała dziewczynka w różowej sukience, z rysami twarzy Sergiusza oraz kolorem włosów i oczu Magdy patrzyła się na mnie tak, jakby wiedziała co mi w duszy gra,a jej ocena była bezlitosna. W trakcie rozmowy wielokrotnie się zawieszałam. Po kolejnym takim odpłynięciu myślami fizjoterapeuta podszedł do jakiejś młodej dziewczyny, która rozmawiała z Laurą, na oko rówieśniczką mojej siostry. Po chwili podeszli do mnie we dwoje. Okazało się, że Asia jest córką solenizanta i chętnie udostępni mi swój pokój, żebym mogła odpocząć.
Po chwili Sergiusz zaprowadził mnie do pokoju, w którym królowała biel. Białe były ściany, biurko i meble zbite z palet. Mleczny kolor otoczenia przełamywała jedynie zieleń roślin, których było tu całkiem sporo.
Sergiusz pomógł mi usiąść na łóżku.
- Jeśli chcesz się położyć to kitraj się tam dalej, ja ci zdejmę buty. - I faktycznie to zrobił. Kiedy zdejmował mi lewego buta, zauważył świeżą ranę na jednym z moich palców. Sączyła się z niej krew.
- Nelu, co ci się stało i dlaczego nie założyłaś skarpet?
- Pewnie zraniłam się, gdy wchodziłam po tych schodach tutaj. Sam wiesz, że szuram lewą nogą, gdy wchodzę po schodach. A co do butów to mama powiedziała, że w towarzystwie nie należy nakładać skarpet do sandałów.
- To też moja wina. Powinienem zwrócić większą uwagę na to, jak stawiasz nogi. - Mężczyzna pokręcił z niezadowoleniem głową. - Poczekaj, zaraz wracam.
Po chwili wrócił z puszką zimnej pepsi w jednej ręce, a z wodą utlenioną w drugiej. Wręczył mi napój;
- Domyślam się, że pewnie wolisz to niż piwo. - Oboje zaśmieliśmy się na wspomnienie mnie podlewającej kwiatki procentami. Mój śmiech przerwał krótki jęk bólu, bo fizjoterapeuta właśnie przeczyszczał mi ranę wodą utlenioną. Mężczyzna wyjął z kieszeni koszuli plaster z motywem Krainy Lodu.
- Wybacz, że akurat taki, ale Ola uwielbia tę bajkę, a przy rocznym dziecku zawsze trzeba mieć takie rzeczy w pogotowiu. - Mężczyzna wstał, chyba chciał już wyjść, ale go zatrzymałam.
- Jak zauważyłeś, że jestem przeciążona? Przecież tyle się tu dzieje, no i nie jesteśmy na zajęciach. Jakim cudem ci to nie umknęło?
- Moja droga, fizjoterapeuta może wyjść z pracy, ale praca z fizjoterapeuty nigdy. - Poczochrał mnie po włosach. - No, ty sobie wypij colę i się połóż, a ja wracam do moich dziewczyn.
I tak zrobiłam. Kiedy zasypiałam, zastanawiałam się, czy przyjdzie mi tu spędzić noc. Przez ostatnie resztki świadomości odnotowałam pierwszy tego wieczora grzmot. Zaczynała się burza.


Po jakimś czasie obudził mnie czyjś głos. Był to Sergiusz. Okazało się, że jest dwudziesta druga z minutami i już czas wracać. Kiedy wkładał mi buty, wytłumaczył, że odwiezie nas wszystkich do domu, a raczej pojedziemy na dwa samochody z Magdą, bo przecież i tak zmierzamy w tym samym kierunku. Szybko pomógł mi zejść ze schodów, a potem posadził na przednie siedzenie pasażera w samochodzie ojczyma. Laura miała jechać z nami, ale widząc, w jakim stanie są rodzice, stwierdziła, że wraca z Magdą i Olą samochodem Sergiusza. W czasie jazdy nie potrafiłam cieszyć się z faktu, że tuż obok z siedzi moja ulubiona osoba. Nawet Magiczna Kraina straciła swój blask, gdy panowała w niej burza. Przez warunki atmosferyczne jechaliśmy bardzo powoli, cała droga zajęła nam godzinę. Bardzo nad tym ubolewałam, bo rodzice zaczęli się kłócić o to, kto komu bardziej spieprzył życie. No pięknie! Sergiusz pomyśli, że jesteśmy jakąś patologią! Miałam łzy w oczach. Złowiłam jedno, krótkie, ale współczujące zerknięcie fizjoterapeuty w moją stronę.
W Orzechowicach lało jak z cebra, lecz jeszcze nie było burzy. Sergiusz pomógł mi wejść do domu jako pierwszej z towarzystwa. Wytłumaczyłam mu, gdzie jest mój pokój. Okazało się, że lampka nocna na moim biurku była zaświecona. Jakim cudem włączyłam ją przed wyjazdem? Sergiusz znów zdjął mi buty. Mężczyzna chciał wstać i wyjść, ale zatrzymałam go, przytulając się do niego. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, przysięgam!
- Boję się, gdy oboje są pijani... - Wyszeptałam, będąc na granicy płaczu. Sergiusz delikatnie mnie odsunął.
- Gwiazdeczko, nie możesz się tak do mnie kleić. Gdy trochę pośpisz, będziesz czuła się o wiele lepiej. Nie bój się, twoi rodzice są zbyt wstawieni, by się kłócić, a jeśli doszłoby do awantury, dzwoń do mnie. - Pogłaskał mnie po głowie, po czym wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wstyd palił mnie żywym ogniem! Nie wiem jakim cudem zasnęłam prawie natychmiast i to w ubraniu. Strzępkami świadomości słyszałam pierwsze odgłosy burzy w Orzechowicach oraz ciężkie kroki rodziców wprowadzanych do domu przez Sergiusza.
Obudziłam się około północy i przebrałam w piżamę. Teraz jest druga w nocy, na zewnątrz szaleje burza, a ja siedzę i piszę. Myślałam, że chociaż to uciszy wyrzuty sumienia. Nie uciszyło.

Rozdział szesnasty - Prawdziwa przyjaciółka.

Dwudziesty sierpnia, niedziela. Dziś są urodziny mamy. Z tej okazji razem z Laurą postanowiłyśmy zrobić mamie niespodziankę i jak co roku ...