Dwudziesty
kwietnia, czwartek.
Właśnie mknęłyśmy z mamą ulicami
pobliskiego miasteczka w kierunku gabinetu, w którym rozpoczęła
się moja nowa rehabilitacja. Sergiusz, czyli mój nowy
fizjoterapeuta jeszcze przed rozpoczęciem współpracy zdążył
złapać u mojej mamy dużego minusa. Podczas „przypadkowego”
spotkania na podwórzu moja rodzicielka usilnie chciała go
przekonać, żeby przyjmował mnie u niego
w domu. Miałabym niewyobrażalnie bliżej. Młody mężczyzna
pozostał jednak nieugięty, ciągle powtarzał, że po prostu nie ma
tam dobrych warunków do terapii. Urażona mama
poddała się.
W drodze do gabinetu mama nie szczędziła
przykrych słów w kierunku fizjoterapeuty. Raz mówiła, że jest
bez serca, by za chwile stwierdzić, że nie umie kalkulować
potencjalnych zysków, bo do wszystkiego podchodzi zbyt
emocjonalnie. Nawet na to nie zareagowałam. Przyzwyczaiłam się, że
mama często wygłasza dość sprzeczne opinie, często nawet w
jednym zdaniu. Z tego powodu trudno brać mi jej rady na poważnie.
Tutaj zapiszę sobie kolejny przykład, żeby nie zapomnieć.
-
Pamiętaj, zachowuj się, jak na dziewczynę przystało. Siedź
prosto, nie mów zbyt wiele, najlepiej to nie mów nic oprócz tego,
co niezbędne. Przecież i tak nie masz żadnych zainteresowań, więc
nie masz o czym opowiadać. - Zaczęła, patrząc cały czas w
kierunku jazdy, żeby zaraz potem dodać. - Najważniejsze jest, aby
być sobą.
Czy ona serio nie zauważa, że mówi rzeczy, które
są ze sobą sprzeczne? No i widać też, iż mnie nie zna. To, że
nie pokazuję jej swoich powieści internetowych, przeczytanych
książek (chociaż to teoretycznie mogłaby zauważyć, bo przed
przeprowadzką wypożyczałam ich całkiem sporo) czy też kolekcji
obejrzanych azjatyckich seriali nie oznacza braku
zainteresowań.
Zresztą dręczył mnie wtedy inny problem. Nie
mam miłej natury, więc często kłócę się z ludźmi. Tak było
również jakiś tydzień temu na czacie internetowym. Leżąc w
łóżeczku, z telefonem w łapce kłóciłam się z jakimś
napaleńcem. Oskarżał mnie o bycie facetem, bo nie chciałam wysłać
mu nagich fotek! Trudno jest u mnie z regulacją emocji i często
gryzłam etui od telefonu, gdy byłam wściekła. Niestety wtedy
ugryzłam o centymetr za daleko i wyświetlacz poszedł sobie w las.
Nikt nie zna prawdziwiej wersji wydarzeń. Nikt też nie wie o tym,
jak duży mam problem z kontrolowaniem i przeżywaniem emocji.
Oficjalnie telefon mi spadł, więc być może jeszcze pójdzie do
naprawy. Jeśli przyznałabym się do tego, co stało się naprawdę,
to zostałabym bez telefonu na wieki.
Nie miałam czasu
już dłużej nad tym myśleć, bo właśnie dotarłyśmy na miejsce.
Nasze auto stanęło przed długim, białym parterowym budynkiem. Po
tym
mama pomogła mi wyjść z
samochodu,
podeszłyśmy do drzwi, na których było sporo naklejek typu
„Ubezpieczenia”, „Wróżka Matylda” czy „Usługi
pielęgniarskie”. Wśród nich była też ta,
której szukałyśmy: „Gabinet Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży
NEUROZONE – Sergiusz Kowal”.
Nie przerażało mnie to, że
idę do fizjoterapeuty dziecięcego, wręcz przeciwnie. Moje
schorzenie powstało na skutek skrajnego wcześniactwa, urodziłam
się w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży. Pomimo mojego wieku,
jestem zaliczana do tak zwanej neurologii dziecięcej, gdy chodzi o
rehabilitację. W przeciwieństwie do neurologii dorosłej, czyli na
przykład ludzi po udarach, nie mam w pamięci mięśniowej
prawidłowego wzorca chodu, bo nigdy nie byłam zdrowa. Niby taka
pierdoła, a w terapii zmienia wszystko. Siłą rzeczy fizjoterapeuci
dziecięcy wiedzą o moim MPD więcej niż ci typowo dla
dorosłych.
Kiedy w końcu przeszłyśmy ponury korytarz
składający się z białych ścian i szarych śliskich kafelek
(strasznie się bałam po nich iść, myślałam, że zaraz upadnę,
dlatego mój chód był sztywniejszy niż zwykle), na jego końcu
znalazłyśmy drzwi z odpowiednią plakietką.
W środku
przywitał nas chyba najbrzydszy mężczyzna, jakiego do tej pory
widziały moje oczy. Jeśli ja mam nadwagę, to on waży zdecydowanie
za mało. Wydaje się niewiele wyższy ode mnie. Cienkie, jasne i
długie włosy ma niezgrabnie związane „na samuraja”, a
wytrzeszcz oczu posiada
potężny! Pomimo wielkości trudno jest określić kolor jego
tęczówek, są takie szaro-bure, byle jakie. Przywitał nas w
spranej, zbyt szerokiej koszulce i za dużych dresach. Pomimo tego
wszystkiego natychmiastowo poczułam do niego sympatię.
Gabinet
Sergiusza jest wielkości mojego pokoju. I o ile na pokój taki
metraż jest duży, to na gabinet wręcz przeciwnie, szczególnie
jeśli lewą część gabinetu zajmuje duża kozetka, a po prawej
znajduje się uczepiona do sufitu platforma terapeutyczna. Całą
podłogę oprócz wąskiego przejścia zajmują maty. Na szczęście
jedno okno pokrywa
praktycznie całą ścianę co,
optycznie powiększa pomieszczenie.
- Cześć, Sergiusz jestem.
Miło mi cię poznać Anielo. Do której klasy chodzisz? - Podał mi
rękę, spoglądając na mnie ciepło. - Możesz mi mówić po
imieniu.
To, że mówi się do fizjoterapeutów po imieniu (o
ile nie są tymi szkolnymi), nie jest dla mnie niczym nowym, od kiedy
przestałam być dzieckiem. Nie oznacza to od razu jakiejś wielkiej
zażyłości, po prostu ułatwia kontakt.
- Miło mi, aczkolwiek
wolę, gdy mówi się do mnie Nela...
- Ach, nie wymyślaj! Nie
masz pięciu lat, by nazywać cię Nelą! - Mama weszła mi w słowo,
po czym zwróciła się do Sergiusza. – I już do żadnej klasy nie
chodzi, ma już prawie dwadzieścia trzy lata.
- Tym lepiej! -
Fizjoterapeuta wyglądał tak, jakby wygrał szóstkę w totka. -
Mogę więc przeprowadzić wywiad początkowy bezpośrednio z
pacjentką. Zgadasz się, Nela?
I tym u mnie zapulsował.
Pokiwałam z entuzjazmem głową. Natomiast po minie mamy było
zdecydowanie widać, że Sergiusza nie polubi.
- To ja pójdę
na kawę i za godzinę wracam. - Odparła z przyklejonym uśmiechem
na twarzy, po czym wyszła z gabinetu.
Sergiusz zaprosił
mnie, bym usiadła na kozetkę, żeby przeprowadzić wywiad. Na
początku jednak podsunął mi dwie umowy do podpisania. Pierwsza to
zgoda na stworzenie dokumentacji fizjoterapeutycznej, a drugą była
zgoda na nagrywanie. Obie podpisałam od razu, nie były to żadne
nowości. Pierwsza to formalność. Nagrywanie też nie jest mi obce.
Często na turnusach fizjoterapeuci nagrywali moje poczynania na
koniec i początek turnusu. W takich miejscach jednak nie podpisywało
się zgody z każdym fizjoterapeutą z osobna, lecz z całym
ośrodkiem. Sergiusz natomiast nagrywa pacjenta na początku i końcu
każdego miesiąca.
Następnie wypytał mnie o moją dawną
rehabilitację, schorzenie i pozostałe podstawowe informacje. Między
innymi powiedziałam, że z moją poprzednią fizjoterapeutką często
wychodziłam w teren, na spacery, do biblioteki czy na zakupy, żeby,
uczyć się chodzić na różnym terenie i trenować umiejętności
społeczne, z którymi wciąż jest u mnie dość słabo. Sergiusz od
razu podchwycił ten pomysł.
- To świetne! Nie widzę powodów,
byś nie miała kontynuować tego ze mną. Od razu jednak zaznaczam,
że takie wypady mogą mieć miejsce w tylko w czasie naszych zajęć
i tylko w miejscach publicznych. Nie zrozum mnie źle, po prostu
przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?
Jasne, że rozumiem. Co
prawda nie w neurologii dziecięcej, ale na przykład w rehabilitacji
sportowej, rzadko, bo rzadko, ale bywa tak, że ładne sportsmenki
próbują uwodzić fizjoterapeutów.
Po standardowym nagraniu
moich umiejętności chodu przy balkoniku, prowadzaniu za rękę oraz
poruszaniu się czworakach, Sergiusz postanowił wyjść ze mną
przed budynek.
- Totalną
pewność
będę miał dopiero po dokładnej analizie filmików, ale wydaję mi
się, że zbyt nisko podnosisz nogi. Na parkingu znajduje się
krawężnik. Tam sobie potrenujemy.
Więc wyszliśmy przed
budynek. Na miejscu chwyciłam Sergiusza za rękę i tak zaczęłam
walkę z krawężnikiem. Kiedy spojrzałam na niego w promieniach
wiosennego, ciepłego słońca wyglądał może nie ładnie, ale
sympatycznie. Uważam, że większość ludzi (w tym ja) mamy tak
paskudne charaktery, że nie nadajemy do tego świata, jesteśmy zbyt
kanciaści emocjonalnie. Natomiast Sergiusz zdaje się tu pasować
idealnie.
Pod koniec zajęć przyszła mama. Zdziwiła
się, że ćwiczymy na parkingu, ale o nic nie zapytała.
Zanim
przyszła Sergiusz powiedział mi, że jest osiem lat ode mnie
starszy, ma żonę oraz roczną córeczkę. Również słucha
Grzegorza Turnaua! Ma dobry gust muzyczny. Zaprosił mnie do
znajomych na fejsie, bo pomimo że ma numer do mojej mamy,
stwierdził, że to ze mną chciałby ustalać terminy zajęć, bo
jestem pełnoletnia. Na początku chciał mój numer telefonu, ale
niestety nie mogłam mu go dać z wiadomych przyczyn.
Do końca
dnia rozmyślałam o tym wszystkim. Nawet nie chciało mi się pisać
do Irenki, pomimo że czekała na relacje. Napisałam do niej dopiero
następnego dnia.
Czuję, że mam kolejną osobę, która życzy
mi dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz