Dwudziesty
sierpnia, niedziela.
Dziś są urodziny mamy. Z tej okazji razem
z Laurą postanowiłyśmy zrobić mamie niespodziankę i jak co roku
kupić jakiś drobny prezent. We wszystkim uprzedziła nas Ela, która
zaproponowała upieczenie tortu za darmo. Z radością przyjęłyśmy
propozycję, aczkolwiek zapłaciłam jej pięćdziesiąt złotych.
Laura spędziła wtedy u Kozłowskich całkiem sporo czasu.
Odpowiadała za organizację całego wydarzenia. Pomagała również
piec tort.
Nie była to jakaś wielka impreza, oprócz
domowników zaproszeni byli jedynie Ela i Wiktor. Całe przyjęcie
było niespodzianką. Chciałyśmy z Laurą wtajemniczyć również
Tadeusza, lecz nie było w tym większego sensu, bo od rana dość
potężnie dawał w gaz. Z ulgą przyjęłam to, że Elka nie kupiła
zbyt wiele alkoholu. Przynajmniej mama się nie upije. Trudno by była
wstawiona po czteropaku piwa, który trzeba było rozdzielić na parę
osób. Oprócz tego na stole został postawiony słaby likier.
Niestety nie udało mi się wykręcić przed wypiciem szklaneczki
tego ostatniego. Na szczęście zamroczyło mnie tylko na chwilę.
Wszyscy mieli nadzieję, że po alkoholu stanę się bardziej
otwarta, rozmowna. Chyba ich zawiodłam, bo milczałam jeszcze
bardziej niż zwykle.
Prawdę mówiąc, byłam zbyt
zestresowana wizją kolejnej awantury. Od czasu powroty mamy i
ojczyma z urlopu dużo się zmieniło. Niestety na gorsze. Mama
również zaczęła pić w weekendy. Awantury są gorsze niż
dotychczas. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Jak co roku
rodzice nie opowiadali o swoim urlopie, a my z Laurą jak zwykle nie
drążyłyśmy tematu. Na początku nasłuchiwałam ich krzyków,
lecz szybko zaczęło to na mnie źle wpływać, również fizycznie.
Moje patologiczne napięcie mięśni pod wpływem stresu jeszcze
bardziej się zwiększa, cofają się postępy w rehabilitacji.
Zagłuszam sobie te kłótnie dosłownie wszystkim. Słuchawkami,
wiatrakiem czy telewizorem, który kiedyś należał do Laury.
Ostatnio jej się znudził, więc oddała go mi.
Przez to
wszystko jestem jakoś bardziej wrażliwa. Nie potrafię już
wszystkiego w sobie dusić. Mój zewnętrzny mur trochę pękł.
Ostatnio zwierzyłam się Irence. Zaproponowała, że przez
weekendowe wieczory będziemy ze sobą ciągle pisały, żebym
chociaż na chwilę mogła oderwać się od tego wszystkiego. Właśnie
w tamtym momencie poczułam, że jest moją prawdziwą przyjaciółką.
Może nawet jedyną. Jestem jej dozgonnie wdzięczna.
Dziś
dyskutowałyśmy o Laurze. Niektóre zachowania mojej siostry wydały
mi się podejrzane. Chociażby te pytania o to, czy lubię Wiktora,
spędzanie z nim pod każdym możliwym pretekstem. Nawet w czasie
imprezy nastolatka zerkała na mnie, gdy gawędziłam z Kozłowskim.
Miałam pewne podejrzenia, aczkolwiek wolałam je
potwierdzić.
Irenka: No jasne, że Laurka buja się w tym całym
Wiktorze! Z tego, co o nich mówisz, oboje są charakterni. No i
chyba różnica wieku między nimi nie jest jakaś duża? Laura na
pewno byłaby dla niego bardzkiej odpowiednia niż ta cała żonata i
dzieciata Magda.
Ja: Wiktor jest rok starszy od Laury. Masz
rację. Pasowaliby do siebie. Niepokoją mnie tylko te stalkerskie
ciągoty Wiktora.
Irenka. No to wyjaśnij z nim to, a potem
zacznij ich swatać! W ogóle dziwię się, że podczas urlopu nie
poruszyłaś tematu zdjęć.
Ja: Po prostu stchórzyłam. Nie
wiem, czy swatanie to taki dobry pomysł. Na siłę nigdy nic nikomu
nie wyszło.
Irenka: Zbyt dosłownie mnie zrozumiałaś. Jak
zwykle zresztą. Miałam na myśli, żebyś stwarzała im okazje do
bycia tylko we dwójkę.
Ja: To nie jest taki głupi
pomysł.
Potem pisałyśmy jeszcze na inne tematy. Na szczęście
światło w całym domu zgasło około północy. Mogłam w miarę
spokojnie zasnąć.
Dwudziesty szósty sierpnia,
sobota.
Zdziwiło mnie, że mama postanowiła świętować swoje
urodziny po raz drugi w tym roku. Bardzo pasuje to do jej
ekstrawertycznej osobowości, aczkolwiek wcześniej twierdziła, że
żadnych imprez dla niej czy dla mnie w tym roku nie będzie, bo
trzeba urządzić osiemnastkę Laury. Siostra wkroczy w pełnoletność
dwunastego września. Tak wyszło, że wszystkie trzy mamy urodziny w
zbliżonych terminach, więc nie każda z nas ma co roku imprezę. Ja
tam akurat na brak przyjęcia dla mnie nie narzekam, bo nigdy tego
nie lubiłam.
Dziś imprezowaliśmy z trzema koleżankami mamy.
Poznały się w klasie maturalnej, bo wtedy moja rodzicielka z
nieznanych mi przyczyn zrezygnowała z wiejskiego liceum w
Orzechowicach dla tego miejskiego w Jarzębicach. Wszystkie trzy
koleżanki wyjechały za pracą i szczęściem do Włoch, lecz co
roku wracają na krótkie wakacje do ojczyzny. Było dużo jedzenia,
głównie mięsa. Niestety przyniosły też dwie wódki. To totalnie
zepsuło mój nastrój! Już oczyma wyobraźni widziałam te
awantury. Nie bacząc na moje protesty, zrobiono mi drinka z colą.
Upiłam łyka, następnie całkowicie „przypadkiem” upuściłam
szklankę na ziemię. Wykorzystałam to jako pretekst, by mama
odprowadziła mnie w końcu do pokoju. Obawiałam się, że jeśli
poproszę ją o to później, będzie na to zbyt
wstawiona.
Rodzicielka już poza oczyma wszystkich
zwróciła mi uwagę.
- Jak mogłaś! Nawet jeśli ci się nie
podobało, to mogłaś udawać! Tak się nie robi!
Wyszła z
hukiem. Włączyłam wszystko, co się dało, byleby tylko uniknąć
słuchania potencjalnych awantur. Zwierzyłam się Irence, a potem
dyskutowałyśmy o Laurze i Wiktorze.
Kiedy upewniłam się, że
goście wybyli, a wszyscy domownicy już śpią, spojrzałam na
internetowy licznik. Na specjalnej stronce co piątek generuję
takowe. Chcę wiedzieć, ile godzin zostało do końca piekła,
zwanego weekendem.
Przed snem oswajałam się z myślą, że Ada
i Paweł mogą nie złożyć mi w tym roku życzeń.
Dwudziesty
dziewiąty sierpnia, wtorek (moje urodziny!)
Dziś skończyłam
dwadzieścia trzy lata. Trudno mi uwierzyć, że mam więcej niż
czternaście! Każde urodziny są dla mnie dość bolesnym zderzeniem
z rzeczywistością.
Z samego rana dostałam najszczersze
życzenia od domowników. Co prawda nie lubię imprez i żadnej bym
nie chciała, aczkolwiek liczyłam na jakiś mały prezent. W końcu
mama zrobiła wystawną imprezę dla przyjaciółek, więc na
symboliczny drobiazg byłoby ją stać, no ale cóż, nic od niej nie
dostałam. Upominek otrzymałam jedynie od Laury. Były to czekoladki
w kształcie serduszek oraz odżywka do włosów. Siostra wstydziła
się, że z kieszonkowego było ją stać jedynie na najtańsze
produkty, ale i tak byłam wzruszona. Liczy się gest
Najlepsze
miało jednak dopiero nadejść. Od tygodnia planowaliśmy z
Sergiuszem, iż podczas zajęć, które wypadają w moje urodziny,
pójdziemy na piechotę do KFC, które znajduje się relatywnie
blisko gabinetu. Niestety w upał taki jak dziś, spacer oznaczałby
mękę. Sergiusz wczoraj napisał mi, że jednak zmieniamy plany.
Pochodzimy sobie po galerii handlowej w Jarzębicach, a z okazji
urodzin postawi mi kebaba. Nie byłam zadowolona, bo w końcu to
zmiany, aczkolwiek ostatecznie uznałam, że najważniejsze jest miłe
spędzenie czasu z Sergiuszem. Trenowanie chodu o czwórnogach też
jest bardzo istotne. Na ostatnich zajęciach fizjoterapeuta zwrócił
mi uwagę, że tak nazywają się te kule. Spacer do KFC miał służyć
za trening chodu, aczkolwiek w galerii też da się spacerować,
szczególnie że jest tam klimatyzacja. Co do czwórnogów to radzę
sobie z nimi coraz lepiej. Sporo rzadziej wpadam w odruch moro, nie
trzeba mnie trzymać, gdy idę. Ba! Da się już odejść ode mnie na
dwa kroki. Nie jest to, co chciałabym ostatecznie osiągnąć, ale
chyba jestem na dobrej drodze do celu. Tak przynajmniej mówi
Sergiusz. Podobno najważniejszy jest progres.
Jeszcze przed
wyjściem z samochodu, Sergiusz dał mi małe zawiniątko. Prezent! W
środku były dwie, grube różowoniebieskie frotki do włosów oraz
kadzidełka różane. Dlaczego różane? Czy ma to związek z
Różanym? Jakaś sugestia? Mimo wszystko byłam zachwycona
prezentem. Niestety Sergiusz sam to wszystko zepsuł!
- Prawdę
mówiąc to Magda wybrała te rzeczy. Ja nie wiedziałbym, co ci
kupić.
A niby skąd Magda miałaby wiedzieć?! Przecież
Sergiusz przez te wszystkie rozmowy miał czas, żeby mnie poznać. W
ogóle mnie nie słuchał?
Od wybuchnięcia płaczem ratowała
mnie jedynie wizja wspólnego jedzenia kebaba oraz jakaś fajna
rozmowa. Może wtedy będzie uważniejszym słuchaczem ?
Byliśmy
już w środku i zmierzaliśmy do części gastronomicznej. Sergiusz
odpowiednio wcześniej złożył zamówienie przez telefon. Niestety
moja nadzieja na spokojną rozmowę nie trwała zbyt długo. W
galerii była również Magda! Podeszła do nas i rzuciła się
Sergiuszowi na szyję. Żałosne! Nie widzi, że jej mąż jest w
pracy? Następnie złożyła mi życzenia. Na koniec zapytała mnie,
czy może nam towarzyszyć! Łzy podchodziły mi do gardła, ale
zgodziłam się, bo co innego miałam zrobić? Sergiusz na sto
procent miałby do mnie żal, gdybym jej odmówiła.
- Jesteś
pewna? - Zapytał. Chyba zauważył, że średnio mi to pasuje.
-
Jasne. - Starałam się uśmiechnąć.
Kiedy już we trójkę
jedliśmy te cholerne kebaby, czułam się praktycznie wykluczona z
rozmowy. Magda ciągle paplała coś do Sergiusza. W końcu nie
wytrzymałam.
- Magda, być może uwolnisz się w końcu od
Wiktora. Laura wyraźnie się nim interesuje. Oczywiście nie wiem,
co on czuje względem niej... - Nie zdążyłam dokończyć. Magda
rzuciła mi się na szyje. Dobrze, że chociaż ona jest w dobrym
nastroju.
Po południu przyjechali Wiktor z Elą. Od
Kozłowskiego dostałam prezent. Składał się z czekolady, świeczki
zapachowej oraz romansidła dla emerytek z covidem w tle. Widać, że
prezent wybierała Ela, która zresztą narzekała na syna.
-
Wiktor był uparty i nie chciał kupić Nelusi kwiatów. Według
niego to zbyt staromodne. Co za czasy!
- A ja się z pełni
zgadzam z Wiktorem. Kwiaty daje się jedynie ukochanej. - Laura
wyraźnie wyglądała na rozpromienioną.
Co do Ady i
Pawła to moje podejrzenia się sprawdziły. Nie dostałam od nich
życzeń w tym roku. Nie był to pierwszy raz. Nie oznacza to, że
poprzednio zapominali o moich urodzinach. Zawsze, gdy byłam na
turnusie, który przypadał jako pierwszy po moich urodzinach, sami z
siebie składali mi życzenia, czasami towarzyszył temu prezent.
Nawet jeśli ten turnus wypadał dopiero w październiku. Niestety
moje urodziny przypadają jeszcze na okres wakacyjny, a wtedy mieli
najwięcej roboty w ośrodku. Pewnie w nowym miejscu mają jeszcze
więcej pracy. Mimo mentalnych przygotowań nadal jest mi smutno. A
po tak długim okresie niewidzenia się łatwo uwierzyć, że mają
mnie gdzieś, nawet jeśli w rzeczywistości to tylko moje urojenia.