Dwudziesty trzeci maja,
wtorek.
Jaki upał! Dziś byłam na pierwszych zakupach z
Sergiuszem. Chociaż czy kupno butów ortopedycznych w sklepie
medycznym można nazwać zakupami? Chyba tak. Decyzja padła w
czwartek. Moje trzewiki ortopedyczne wydały ostatnie tchnienie, są
zbyt zdarte i rozwalone, by ich dalej używać, poza tym robi się
już zbyt ciepło na takie obuwie. Trzeba kupić odpowiednie sandały.
Ktoś by mógł powiedzieć: „To możesz chodzić w zwykłych
sportowych” No nie. Przynajmniej nie w każdych. Moje buty muszą
być całkowicie płaskie oraz mieć usztywniane pięty. Idealne
powinny też być zapinane na rzepy, gdyż moje palce nie radzą
sobie ze sznurówkami. Nie mając wyboru, założyłam zwykłe
trampki, co prawda pięta była usztywniana, lecz była również na
dość sporym podwyższeniu, może nie było ogromne, ale dla mnie to
spora różnica. Stopy nienaturalnie wyginały się podczas chodu,
ale nie było już czasu na szukanie czegokolwiek innego. Już wiem
czemu, te buty tyle lat przeleżały w piwnicy.
Sergiusz, kiedy
zobaczył mnie w tym obuwiu, nie wyglądał na zadowolonego.
-
Nelu, nie idziemy do parku. Nie będę ryzykował ani twojego
potencjalnego skręcenia kostki, ani przyswojenia przez twój mózg
jeszcze bardziej nieprawidłowego wzorca chodu. Zdejmuj buty, dziś
zostajemy w sali.
I niestety tak było.
Kiedy mama przyszła
mnie odebrać, fizjoterapeuta przekazał jej konieczność zakupu
odpowiedniego obuwia.
- A może pan by kupił razem z Anielą te
buty? Zawsze kupowałyśmy je na oko, a pan się zna, pewnie doradzi
pan lepiej. Poza tym mam strasznie dużo obowiązków i nie mam czasu
na zakupy. Proszę też wziąć fakturę na fundację.
Sergiusz
uznał to za świetny pomysł, więc dziś nie wchodziłam nawet do
gabinetu. Fizjoterapeuta od razu zaprowadził mnie do swojego
samochodu. Pojechaliśmy do szpitala, bo to właśnie w nim znajduje
się sklep medyczny. Od początku byłam zestresowana. Nie dość, że
musiałam w taki upał chodzić w zbyt ciepłych, zniszczonych
butach, czułam się osłabiona przez miesiączkę, to jeszcze
słyszałam wiele złego o tutejszych szpitalnych windach, które
lubią się psuć i zacinać z pasażerami w środku.
Strach był
tak silny, że podczas jazdy na piętro zerowe, miałam zaciśnięte
powieki. Poczułam klepanie po ramieniu.
- Nie bój się, lęki
trzeba pokonywać. - Otworzyłam na chwilę oczy i zobaczyłam się,
że Sergiusz się uśmiecha. Nawet fajnie mu to wychodzi. Nie
zdążyłam mu odpowiedzieć, bo dotarliśmy do celu.
Fizjoterapeuta
chyba nie będzie ulubionym klientem ekspedientki sklepu medycznego.
Bardzo wybrzydzał podczas przymierzania mi kolejnych butów. Widać,
że kobieta, chciała się nas szybko pozbyć, szczególnie że
zawitała kolejna klientka. Otyła staruszka, która wścibskość
miała wypisaną na twarzy.
- O, niepełnosprawni tu też
przychodzą! Dziecko drogie, jak dobrze, że masz takiego brata, bo
przecież męża czy dzieci mieć nie będziesz.
Mnie zamurowało
z wściekłości, ale najwyraźniej nie Sergiusza.
- Szanowna
pani, po pierwsze nie jestem jej bratem, tylko fizjoterapeutą, a po
drugie nie widzę przeszkód, żeby Nela była kiedyś w związku,
tyle że oczywiście nie ze mną.
Serce zabiło mi mocniej na te
słowa. Czy to była jakaś ukryta sugestia w moim kierunku? Zauważył
moje uczucia? Tak, na pewno zauważył! Pewnie nie jestem taka dobra
w ukrywaniu mojej miłości. Skoro powiedział, co powiedział, to ma
mnie już dość, tak samo, jak pan Arek miał powyżej uszu tego, że
ciągle się na niego gapiłam! Ledwo powstrzymałam łzy.
Ostatecznie Sergiusz wybrał mi sandałki na trzy mocne rzepy, w
kolorze łososiowym. Ekspedientka wystawiła fakturę. Niestety buty
będzie można odebrać, dopiero gdy fundacja zaakceptuje fakturę i
prześle odpowiednią sumę na konto sklepu z mojego subkonta. Czeka
mnie dobry tydzień czekania albo i dwa.
Wychodząc z windy, ku
wyjściu ze szpitala ciągle myślałam o słowach Sergiusza. Czy on
mnie nienawidzi? Powinnam szukać nowego fizjoterapeuty? On na pewno
mnie nie znosi i twierdzi, że jestem irytująca! Natrętne myśli
sprawiły, że poczułam się słabo. Osłabienie spowodowane upałem
oraz miesiączką tylko to potęgowały. Potknęłam się. Sergiusz
złapał mnie w ostatniej chwili. Wyglądał na zatroskanego.
-
Nela, dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś. Usiądź sobie na
chwilę. - Podprowadził mnie do krzeseł ustawionych w równy
rządek, nieopodal recepcji. O tej porze nie było tam żywej duszy.
- Tu niedaleko jest szpitalny sklepik, kupię ci wodę.
-
Przecież umawialiśmy się, że każde z nas płaci za siebie, gdy
chcemy coś kupić na zajęciach w terenie! - Krzyknęłam za
Sergiuszem, który już biegł w głąb korytarza.
- Teraz to
nieistotne! - Odkrzyknął. Po chwili wrócił z małą butelką
wody. Nie zdążyłam nawet upić łyka, gdy zadzwonił telefon
mojego towarzysza. Przeprosił mnie i oddalił się, na tyle daleko
bym nie usłyszała całości, ale na tyle blisko by dotarły do mnie
strzępki rozmowy.
- Tak, kochanie też tęsknie za tobą i za
Olusią... Tak, kocham cię. - Oczywiście, że tak! Jeśli
kiedykolwiek łudziłam się co do naszej relacji, to po tych słowach
nie mam żadnej wątpliwości. On woli Magdę, mnie
najprawdopodobniej nawet nie lubi.
Rozpłakałam się dopiero po
południu, na tarasie. Nawet ulubiona książka, czyli „Nutria i
Nerwus” nie zdołała mnie pocieszyć.
Dwudziesty
czwarty maja, środa.
Dobrze, że nie miałam dziś
rehabilitacji. Co prawda nadal czuję się okropnie, ale jestem w
stanie myśleć nie tylko o tym, że Sergiusz mnie nie chce, a
przynajmniej umiałam. Po południu, kiedy w miarę na spokojnie
czytałam ulubioną książkę, na taras weszła mama. To mnie akurat
nie zdziwiło, lecz tym razem ktoś jej towarzyszył. To była Magda!
Niepodobna do siebie z ostatniego spotkania, w szarym dresie z
włosami związanymi w ciasny warkocz. Jej oczy wyrażały zmęczenie.
A może smutek? Nie jestem dobra w rozpoznawaniu mimiki twarzy, ale
tym razem po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz, a serce
zamarło. Ona też wie! Pewnie Sergiusz opowiedział jej, jak
taktownie dał mi wczoraj kosza, a jego żona chce potwierdzić to
dobitniej i bardziej wprost. No tak, musi mieć pewność, że żadna
małolata nie będzie kręciła się przy jej mężu! Jeśli piekło
istnieje, to w pełni na nie zasługuję.
- Nelu, musimy
porozmawiać, najlepiej u mnie. - No pięknie! Miałam rację. Byłam
jej jednak wdzięczna za to, że nie skompromituje mnie przed
rodziną. Poniżenie w cztery oczy można jeszcze znieść.
Nadgorliwa
mama pomogła włożyć mi buty i przeprowadziła przez próg. Jednak
w dalszej drodze towarzyszyła i pomagała mi wyłącznie Magda.
Droga ciągnęła się w nieskończoność, pomimo że w
rzeczywistości było to parę kroków. Obie milczałyśmy. Starałam
się nie zasłabnąć tak jak wczoraj.
O dziwo Magda bardzo
sprawnie pomogła mi przejść przez schody, a następnie usiąść
na krześle. Czyżby Sergiusz nauczył jej podstaw asekuracji? Znów
gościłam na ich werandzie. Byłam aż tak nieważnym gościem, by
nie przyjmować mnie w domu? Aż tak mi nie ufa? Zresztą dobrze, że
mi nie ufa, w końcu jestem dla niej potencjalnym zagrożeniem,
konkurencją.
Kiedy przyniosła mi zimną herbatę z miodem i
usiadła naprzeciwko mnie, byłam przygotowana na najgorsze.
-
Chciałabym porozmawiać o Wiktorze. – Zaczęła Magda po głębokim
wdechu.
- O Wiktorze? - Jednocześnie czułam skołowanie i
wielką ulgę.
- Tak widziałam go u ciebie. Sergiuszowi
opowiadał, że wasze mamy się przyjaźnią. A Wiktor... a on... -
Żona fizjoterapeuty zdecydowanie nie mogła znaleźć słów.
-
A on się w tobie kocha. - Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
-
Skąd wiesz?!
- Mówił mi, ale myślałam, że się zgrywa.
-
Nie zgrywa się, to już trwa dobre trzy lata. Nie robi mi nic złego,
ale po prostu jego uczucie mnie męczy. Mam Sergiusza i go kocham, a
Wiktor najwyraźniej nie rozumie, że to się nie zmieni.
Biedny,
biedny Wiktor! Przecież serce by mu pękło, gdyby to usłyszał.
Miałam ochotę pójść do niego i szczerze go pocieszyć. Oboje
jesteśmy uczuciowo niechciani.
- I chciałabym... – Ciągnęła
Magda. - Żebyś odwróciła jego uwagę ode mnie.
- Czekaj,
czekaj... ty chcesz, żebym z nim chodziła?! - Byłam na skraju
wściekłości.
- Absolutnie nie! Chodziło mi o to, żebyś się
z nim zaprzyjaźniła, może tym zajmiesz mu czas?
Nie zdążyłam
odpowiedzieć, bo na werandę wszedł Sergiusz. Oczywiście przywitał
żonę pocałunkiem a mnie krótkim poklepaniem po głowie.
-
Mówiłam Neli o Wiktorze, o jego uczuciu do mnie. Poprosiłam ją,
by się z nim zaprzyjaźniła, może wtedy przestanie się wydurniać.
- Magda dość szybko zdała mężowi relacje z naszej rozmowy.
-
Kwiatuszku, nie możesz zmusić Neli do przyjaźni z Wiktorem.
Zresztą wątpię, by to rozwiązało problem. Niedługo pójdzie na
studia, zmieni towarzystwo, może się w kimś zakocha. Poza tym on
cię nawet nie podrywa.
- Tak, za rok! A ty nawet nie jesteś
nawet zazdrosny!
- Nie jestem, bo ci ufam. A to, że małolat
się w tobie podkochuje... no cóż, takie rzeczy się zdarzają. Nie
stanowi on dla mnie żadnej konkurencji.
Łzy podeszły mi do
gardła, szczególnie że znów zebrało im się na czułości.
Uczucia osób niepełnosprawnych nie są brane na poważnie ani moje,
ani Wiktora!
- Nelu, jak się czujesz? Już lepiej niż wczoraj?
- Zapytał po dłuższej chwili Sergiusz, patrząc mi w oczy z
ciepłym uśmiechem.
- Martwisz się o mnie...? - Zaskoczył
mnie, byłam pewna, że mnie nienawidzi.
- Oczywiście, że tak,
martwię się o każdego mojego pacjenta. - Odparł łagodnie. Nie
nienawidzi mnie! Może nawet mnie lubi!
Chwilę później
Sergiusz odprowadził mnie do domu. Świat zdecydowanie nabrał barw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz