Pierwszy lipca, sobota.
Nadeszła godzina zero. Znów walczyły we mnie
dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że zobaczę
Sergiusza poza zajęciami, a z drugiej przerażało mnie to, że będzie tam
aż tyle ludzi i dźwięków. Nie trzeba wiele, by te dwa czynniki wymęczyły
mnie na amen. Jest jeszcze kwestia tego, że na takich imprezach mama
też lubi sobie popić. Nigdy ani ona, ani ojczym nie zastanawiają się jak
wrócić do domu, gdy oboje nie mogą prowadzić, często nocujemy w miejscu
danej imprezy. Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym w ich wieku? W
końcu ani ja, ani Laura nie jesteśmy w stanie samodzielnie ogarnąć
takiej sytuacji.
Postanowiłam zbytnio się tym nie przejmować. Może
„postanowiłam” nie jest najlepszym określeniem. Tak naprawdę wewnętrznie
walczyłam ze sobą, by nie gryźć rąk, bądź nie zamknąć się w pokoju na
klucz, byleby tylko nie jechać. A naprawdę miałam na obie te rzeczy
ogromną ochotę. Jednak w końcu chęć spotkania Sergiusza wygrała. Zresztą
mama miała dziś dobry humor, więc zgodziła się związać mi włosy w dwa
warkocze! Nie miała też nic przeciwko, gdy na wyjście wybrałam sobie
moją ulubioną białą sukienkę. Bardzo chciałam, żeby Sergiusz mnie w niej
zobaczył. Chociaż czy w ogóle mnie zauważy?
Około godziny
siedemnastej wyjechaliśmy z domu. Zbierało się na ciepłą, letnią burzę.
Miałam nadzieję, że impreza skończy się na tyle szybko, by moi
opiekunowie nie zdążyli się napić.
Ruszyliśmy w stronę Burzek.
Przejeżdżaliśmy przez Magiczną Krainę! Chyba naprawdę jest magiczna, bo
niemalże widziałam, jak stoję przytulona do mojego ulubionego
fizjoterapeuty w upalny poniedziałkowy poranek.
Kiedy dotarliśmy na
miejsce, zrozumiałam, że moja nadzieja na szybkie zakończenie imprezy
była bardzo płonna. Cała biesiada toczyła się na zadaszonej werandzie.
Nawet deszcz czy burza nie przeszkodzą nikomu w tym festiwalu żenady
pięćdziesięciolatków, którzy wciąż myślą, że są młodzi i na czasie.
Na
werandę prowadziły długie i strome schody. Nie wzięłam ze sobą
balkonika, bo mama stwierdziła, że zajmowałabym z nim zbyt dużo miejsca.
Zresztą i tak raczej nie pomógłby mi w wejściu po stopniach. Mama
chwyciła mnie za rękę i już zmierzałyśmy w stronę schodów, już miałam
chwycić się poręczy, gdy ktoś chwycił moją drugą dłoń. Serce zabiło mi
mocniej. Sergiusz! Pierwszy raz widziałam go w ubraniu innym niż dresy.
Dżinsy i koszula w czerwono-niebieską kratę to niby nic wyjątkowego, ale
w tym przypadku zrobiły robotę.
- Cześć Nela! Pomogę ci, te schody to mordęgą nawet dla mnie. - Z chęcią zgodziłam się.
Mama nie była zbytnio zadowolona z propozycji fizjoterapeuty, lecz
postanowiłam się dziś nią nie przejmować. W końcu jej będzie obojętne
czym i czy w ogóle wrócimy dziś do domu.
Szybko złożyłam życzenia
solenizantowi. Niestety ławka, która stała oparta o ścianę domu, była
już pełna. Pozostała nam jedynie ta, która stykała się z balustradą
werandy. Nie czułam się tam pewnie, sama nie wiem czemu. Wolałabym, żeby
mama ciągle siedziała obok mnie, ale przecież nie mogłam o to poprosić,
zepsułabym jej tym nastrój. Miałaby też potem do mnie pretensje, że
powstrzymuję ją przed zabawą, a matce też w końcu coś się od życia
należy. Siedziałam więc jak na szpilkach. Na szczęście podchmielone
towarzystwo nie wpadło jeszcze na pomysł włączenia muzyki. Jeszcze.
Na
takie imprezy mama nie pozwala ani mi, ani Laurze zabierać ze sobą
telefonów. Nudzę się wtedy jak mops. Kątem oka zauważyłam, że siostra
również jest znużona rozmowami ludźmi starszych od niej o parę dobrych
dekad. Jednak ja miałam co obserwować. Parę miejsc dalej na tej samej
ławce siedział Sergiusz. Rozmawiał z żoną tak żywo, jakby pierwszy raz
się widzieli i mieli sobie ogrom rzeczy do opowiedzenia. Patrzyli na
siebie z wielką miłością. Nawet ja widzę, jak bardzo mój fizjoterapeuta
kocha swoją żonę. Nie potrafię siebie aż tak okłamywać. To niemożliwe by
Sergiusz pokochał inną kobietę, póki Magda stąpa po tej ziemi. A do
morderstwa na pewno się nie posunę. Są dobraną parą. O ile mój rozum to
wie, to moje serce było i jest pełne żalu. Dlaczego rozmawia tylko z
nią? Przecież obiecał, że pogadamy! A może po poniedziałkowych zajęciach
stwierdził, że będzie trzymał mnie na dystans? Przecież w czwartek
wszystko było w jak najlepszym porządku! Idiotko, to jest jego ŻONA!
Może sobie z nią gadać, ile dusza zapragnie, aż do usranej śmierci! Z
tobą za to nic nie musi!
Od tych trudnych myśli oderwało mnie
namawianie jakiegoś starszego pana na polanie mi piwa. Żałuję, że
przyznałam się towarzystwu do mojego prawdziwego wieku. Na początku
wszyscy myśleli, że mam czternaście, góra piętnaście lat. Bardzo się
zdziwili, gdy powiedziałam im prawdę. Wcześniej zamęczali mnie jedynie
pytaniami typu: „Czemu się nie odzywasz?” , „Dlaczego nic nie jesz?”. A
ja przy tym nagromadzeniu zapachów, dźwięków i ludzi nie mogłam nawet
myśleć, a co dopiero mówić o jedzeniu czegokolwiek czy pogawędkach przy
stole. Do teraz zastanawiam się, co oni wszyscy widzieli w tak głośnym
słuchaniu Modern Talking. Przy takim ustawieniu głośności nie dało się
nawet wyłapać, o czym śpiewał niemiecki duet.
- Nie, dziękuję. Ja nie piję. - Chciałam delikatnie odmówić, gdy został mi zaproponowany alkohol.
-
Oczywiście, że Aniela pije jak każdy. Nie wydziwiaj córeczko. - Mama
musiała się wtrącić. Zawsze to robi w takich sytuacjach. Dla niej zawsze
najważniejsze jest to, żeby w towarzystwie nie wychylać się zbytnio
poza normę. Nawet jeśli normą jest pijaństwo.
Staruszek miał już
gdzieś moje zdanie. Polał mi piwa, a ja przez grzeczność wypiłam całą
szklankę. Moja nadwrażliwość sensoryczna tylko się pogłębiła, o ile było
to jeszcze możliwe. Bez pytania została mi polana druga szklanka. Wtedy
zaczęłam doceniać to, że siedzę blisko balustrady. Na szczęście nikt
mnie nie obserwował, bo mama na chwilę gdzieś się ulotniła. Szybko
wylałam trunek do doniczki z kwiatkiem która stała tuż ze mną. Kiedy
odwracałam się na miejsce, poczułam na sobie czyjś wzrok. To Sergiusz
puszczał mi oczko. Poczułam znajome zdradliwe ciepło na policzkach.
Po
chwili podszedł do mnie z Magdą i Olą. Mieszkam w Orzechowicach od
kwietna, u Sergiusza i Magdy byłam dwa razy, a nigdy nie widziałam ich
córki. No to dziś miałam okazję, bo posadzili mi małą na kolana. Muszę
przyznać, że ledwo mogłam skupić się na rozmowie. Oczywiście, głównie
przez natężenie nieprzyjemnych dla mnie bodźców, ale nie tylko. Ta mała
dziewczynka w różowej sukience, z rysami twarzy Sergiusza oraz kolorem
włosów i oczu Magdy patrzyła się na mnie tak, jakby wiedziała co mi w
duszy gra,a
jej ocena była bezlitosna. W trakcie rozmowy wielokrotnie się
zawieszałam. Po kolejnym takim odpłynięciu myślami fizjoterapeuta
podszedł do jakiejś młodej dziewczyny, która rozmawiała z Laurą, na oko
rówieśniczką mojej siostry. Po chwili podeszli do mnie we dwoje. Okazało
się, że Asia jest córką solenizanta i chętnie udostępni mi swój pokój,
żebym mogła odpocząć.
Po chwili Sergiusz zaprowadził mnie do pokoju, w
którym królowała biel. Białe były ściany, biurko i meble zbite z palet.
Mleczny kolor otoczenia przełamywała jedynie zieleń roślin, których
było tu całkiem sporo.
Sergiusz pomógł mi usiąść na łóżku.
- Jeśli
chcesz się położyć to kitraj się tam dalej, ja ci zdejmę buty. - I
faktycznie to zrobił. Kiedy zdejmował mi lewego buta, zauważył świeżą
ranę na jednym z moich palców. Sączyła się z niej krew.
- Nelu, co ci się stało i dlaczego nie założyłaś skarpet?
-
Pewnie zraniłam się, gdy wchodziłam po tych schodach tutaj. Sam wiesz,
że szuram lewą nogą, gdy wchodzę po schodach. A co do butów to mama
powiedziała, że w towarzystwie nie należy nakładać skarpet do sandałów.
-
To też moja wina. Powinienem zwrócić większą uwagę na to, jak stawiasz
nogi. - Mężczyzna pokręcił z niezadowoleniem głową. - Poczekaj, zaraz
wracam.
Po chwili wrócił z puszką zimnej pepsi w jednej ręce, a z wodą utlenioną w drugiej. Wręczył mi napój;
-
Domyślam się, że pewnie wolisz to niż piwo. - Oboje zaśmieliśmy się na
wspomnienie mnie podlewającej kwiatki procentami. Mój śmiech przerwał
krótki jęk bólu, bo fizjoterapeuta właśnie przeczyszczał mi ranę wodą
utlenioną. Mężczyzna wyjął z kieszeni koszuli plaster z motywem Krainy
Lodu.
- Wybacz, że akurat taki, ale Ola uwielbia tę bajkę, a przy
rocznym dziecku zawsze trzeba mieć takie rzeczy w pogotowiu. - Mężczyzna
wstał, chyba chciał już wyjść, ale go zatrzymałam.
- Jak zauważyłeś,
że jestem przeciążona? Przecież tyle się tu dzieje, no i nie jesteśmy
na zajęciach. Jakim cudem ci to nie umknęło?
- Moja droga,
fizjoterapeuta może wyjść z pracy, ale praca z fizjoterapeuty nigdy. -
Poczochrał mnie po włosach. - No, ty sobie wypij colę i się połóż, a ja
wracam do moich dziewczyn.
I tak zrobiłam. Kiedy zasypiałam,
zastanawiałam się, czy przyjdzie mi tu spędzić noc. Przez ostatnie
resztki świadomości odnotowałam pierwszy tego wieczora grzmot. Zaczynała
się burza.
Po jakimś czasie obudził mnie czyjś głos. Był to
Sergiusz. Okazało się, że jest dwudziesta druga z minutami i już czas
wracać. Kiedy wkładał mi buty, wytłumaczył, że odwiezie nas wszystkich
do domu, a raczej pojedziemy na dwa samochody z Magdą, bo przecież i tak
zmierzamy w tym samym kierunku. Szybko pomógł mi zejść ze schodów, a
potem posadził na przednie siedzenie pasażera w samochodzie ojczyma.
Laura miała jechać z nami, ale widząc, w jakim stanie są rodzice,
stwierdziła, że wraca z Magdą i Olą samochodem Sergiusza. W czasie jazdy
nie potrafiłam cieszyć się z faktu, że tuż obok z siedzi moja ulubiona
osoba. Nawet Magiczna Kraina straciła swój blask, gdy panowała w niej
burza. Przez warunki atmosferyczne jechaliśmy bardzo powoli, cała droga
zajęła nam godzinę. Bardzo nad tym ubolewałam, bo rodzice zaczęli się
kłócić o to, kto komu bardziej spieprzył życie. No pięknie! Sergiusz
pomyśli, że jesteśmy jakąś patologią! Miałam łzy w oczach. Złowiłam
jedno, krótkie, ale współczujące zerknięcie fizjoterapeuty w moją
stronę.
W Orzechowicach lało jak z cebra, lecz jeszcze nie było
burzy. Sergiusz pomógł mi wejść do domu jako pierwszej z towarzystwa.
Wytłumaczyłam mu, gdzie jest mój pokój. Okazało się, że lampka nocna na
moim biurku była zaświecona. Jakim cudem włączyłam ją przed wyjazdem?
Sergiusz znów zdjął mi buty. Mężczyzna chciał wstać i wyjść, ale
zatrzymałam go, przytulając się do niego. Nie wiem dlaczego to zrobiłam,
przysięgam!
- Boję się, gdy oboje są pijani... - Wyszeptałam, będąc na granicy płaczu. Sergiusz delikatnie mnie odsunął.
-
Gwiazdeczko, nie możesz się tak do mnie kleić. Gdy trochę pośpisz,
będziesz czuła się o wiele lepiej. Nie bój się, twoi rodzice są zbyt
wstawieni, by się kłócić, a jeśli doszłoby do awantury, dzwoń do mnie. -
Pogłaskał mnie po głowie, po czym wstał i wyszedł, zamykając za sobą
drzwi. Wstyd palił mnie żywym ogniem! Nie wiem jakim cudem zasnęłam
prawie natychmiast i to w ubraniu. Strzępkami świadomości słyszałam
pierwsze odgłosy burzy w Orzechowicach oraz ciężkie kroki rodziców
wprowadzanych do domu przez Sergiusza.
Obudziłam się około północy i
przebrałam w piżamę. Teraz jest druga w nocy, na zewnątrz szaleje burza,
a ja siedzę i piszę. Myślałam, że chociaż to uciszy wyrzuty sumienia.
Nie uciszyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz