Dziewiętnasty
czerwca, poniedziałek.
Jestem zawiedziona swoją postawą.
Złamałam własne postanowienia. Miałam pisać co tydzień, a
tymczasem nie otwierałam dokumentu Nela.odt przez prawie trzy
tygodnie. Nie mam żadnego usprawiedliwienia. Po prostu mi się nie
chciało. Owszem byłam i nadal jestem zmęczona coraz bardziej
wymagającymi wyprawami z Sergiuszem w trakcie zajęć. Ostatnio
chodziliśmy całe dwie godziny bez przerwy, do dziś mam zakwasy.
Jednak czy może to usprawiedliwiać takie braki w samodyscyplinie? A
może jestem dla siebie zbyt surowa?
Czuję się o niebo
lepiej, od kiedy wiem, że Sergiusz chce mi pomóc w dotarciu do
Pawła i Ady. Każdego dnia mam wielką chęć do nich napisać, ale
powstrzymuję się resztkami rozsądku. Już dwa razy zapewniałam
ich, że będę, a nic z tego nie wyszło. Muszę mięć pewne
informacje, jeśli chcę im cokolwiek obiecać. Jak mam być szczera,
gdybym była na ich miejscu to całkowicie skreśliłabym osobę,
która dwa razy wystawiła mnie do wiatru.
Dobra, zacznę
spisywać, co dziś przeżyłam, bo niestety działo się całkiem
sporo.
Mój ulubiony dzień tygodnia postanowiłam
przywitać z należytymi honorami. Założyłam długą, szeroką
białą sukienkę, z lekkiego, przewiewnego materiału. Sukienka jest
z tych grzecznych, bo prawie do kostek, bez żadnych dekoltów czy
innych ozdób. Do tego mama zaplotła mi warkocz po lewej stronie
głowy, a na ową głowę założyłam opaskę imitującą róże w
kolorze no cóż, różowym. Czułam się cudownie! Aż żałuję, że
nie mogę tak pójść na zajęcia. Muszę dodać, że, dzięki tym
wymagającym spacerom zaczynam widocznie chudnąć, więc byłam dziś
z siebie podwójnie dumna.
Relaksowałam się na tarasie,
popijając schłodzone mleko sojowe o smaku waniliowym oraz czytając
świetny thriller, czyli „Dziewczynę z sierocińca”. Niesamowity
klimat. Smaczku do historii dodał wątek ojczyma, który obsesyjnie
zakochał się w swojej nastoletniej adoptowanej pasierbicy, czyli w
głównej bohaterce. Uwielbiam takie lolicie wątki.
Niestety
wszystko, co dobre szybko się kończy. Wyszłam na taras około
dziewiątej rano, a już w okolicach jedenastej mama przerwała moją
idyllę swoim wejściem na taras. Nie była sama. Towarzyszył jej
Wiktor. Odłożyłam książkę z ciężkim westchnieniem. Po
pierwsze, nie chciało mi się przerywać czytania, po drugie Wiktor
tym całym zauroczeniem do żony Sergiusza przypomina mi, jaka jestem
żałosna, przywiązując się do Sergiusza, a po trzecie w głowie
wciąż tli mi się prośba Magdy.
- Anielko, zobacz, kto nas
odwiedził! Wy tu sobie pogadajcie, a ja zrobię wam gofrów. - Mama
pomogła Wiktorowi usiąść na krześle obok mojego. Uważnie
obserwowałam jak siada, stawia nogi. Z moim obserwacji wynika, że
chłopak radzi sobie coraz lepiej. Pewniej chodzi o kuli. Nie ma to,
jak zajęcia z Sergiuszem, prawda? Właśnie o to chciałam go
zapytać, lecz zabrakło mi odwagi.
- Jak dobrze, że już
wakacje! – Wiktor przeciągnął się, podnosząc ręce w górę. -
A nie sorry, ty masz wakacje przez cały rok. Jak to jest żyć na
koszt podatników?
Poczułam rumieńce złości na policzkach.
Nastolatek tylko się zaśmiał jakby kpiąco.
- Nela, na
żartach się nie znasz?
- Nie znam! - Odparłam gniewnie i
skierowałam wzrok ku podwórzu. Przy furtce zobaczyłam Magdę,
Oleńkę i Sergiusza. Na widok tego ostatniego zakręciło mi się w
głowie. Co on tu robi o tej porze? No tak! W czwartek mówił mi, że
w tym tygodniu wyjątkowo wydłuży sobie weekend o jeden dzień, by
mieć więcej czasu dla rodziny, którą ostatnimi czasy zaniedbuje.
Jeśli mam być szczera to go wtedy prawie nie słuchałam. Po
pierwsze nie mam z nim zajęć w poniedziałki, więc nic to nie
zmienia w mojej terapii, po drugie jakoś zawsze się wyłączam, gdy
mówi o żonie czy córce. Wpatrywałam się w niego intensywnie,
mając nadzieję, że mnie zauważy, przywita się czy coś w tym
stylu. Niestety cała rodzina Kowalów wsiadła do auta, które po
chwili prędko odjechało. Przez chwile zapomniałam o całym
świecie, nawet o obecności Wiktora. Niestety kretyn musiał o sobie
przypomnieć.
- Widzę, że nie tylko ja mam ten problem.
-
Jaki znowu problem? Ja nie mam żadnego problemu. - Siliłam się na
spokojny ton, pomimo że serce waliło mi jak oszalałe.
- Faza
wyparcia, też przez to przechodziłem na początku. W końcu uważasz
się za taką porządną! Latanie za żonatym burzy twój słodziutki
światopogląd, prawda?
- Ja za nikim nie latam! - Łzy
napłynęły mi do oczu.
- Może i jeszcze za nim nie latasz,
ale zaczniesz, a nawet gdy nie zaczniesz to i tak się w nim bujasz,
co jest żałosne.
- A to twoje uczucie do Magdy niby nie jest
żałosne? To ten sam kaliber!
- Masz rację, to dokładnie ten
sam kaliber. Dlatego brzydzę się sobą.
- Mam dość twojego
kretyńskiego gadania! – Wstałam, chwyciłam się balkonika, po
czym nie patrząc na konwenanse, skierowałam się w stronę wyjścia
z tarasu. Nie szłam zbyt szybko, więc Wiktor łatwo mnie dogonił.
Byliśmy już w moim pokoju.
- Nela, uspokój się! Jesteś
starsza ode mnie, a zachowujesz się jak gówniara! - Chwycił mnie
za ramie.
- Odwal się! – Próbowałam się wyszarpać z
uścisku, ale jedyne co osiągnęłam to zachwianie, które sprawiło,
że oboje znaleźliśmy się na podłodze. Pech chciał, że
uderzyłam przy tym głową dość mocno w drzwi szafy. Jak na złość
z samej góry mebla spadło jakiejś małe pudełko.
- Co tu się
dzieje? - Do pokoju wpadła Laura. Szybko pomogła nam wstać, a
następnie usiąść na moim łóżku. - Co to jest? - Zdziwiona
nastolatka wskazała na wciąż leżące na ziemi pudełko, z którego
wysypały się jakieś stare zdjęcia.
Laura pozbierała
wszystko, po czym podała nam. Nasz wzrok przykuła pierwsza
fotografia. Były na niej trzy młode osoby. Jedna z nich to mama,
mniej więcej, gdy była w wieku Laury. Natomiast dwie pozostałe
twarze były wypalone jakby zapalniczką. Jedynie po włosach można
było się domyślać, że postać po prawej to kobieta a po lewej,
mężczyzna. Podpis z tyłu fotografii brzmiał: „Morze Bałtyckie,
Lipiec 1999. Jola...” Tuż obok były wymienione jeszcze dwa
imiona, ale niestety zostały zamazane długopisem.
- Ciekawe
czy to może mieć związek z twoim ojcem, Nelson?
- To wy nie
macie jednego? - Wiktor był bardzo zdziwiony, więc wytłumaczyłyśmy
mu całą sprawę z moim tajemniczym ojcem oraz z jeszcze bardziej
tajemniczym Różanym.
- To ja wam chętnie pomogę w tych
poszukiwaniach, nie będę nudził się przez wakacje. Turnus dopiero
we wrześniu.
- Wiktor, to nie jest obóz przygodowy, tylko
poważna sprawa. – Upomniałam go.
- Niech będzie, jaka chce,
pomogę.
- To nie ma sensu! Gdyby na tej fotografii był mój
ojciec, mama nie zostawiłaby tego u mnie!
Niestety nie było
nam dane dokończyć. W korytarzu rozbrzmiały kroki. Laura szybko
pozbierała zdjęcia, po czym szybko czmychnęła z nimi do swojego
pokoju. Wiktor musiał już jechać do domu, a ja zostałam z
mętlikiem w głowie. A rano było tak dobrze! Cholerny Wiktor!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz